2007/04/07

::so special

-Zamówiłem taxi, pojedziemy jedną?

-Ile na Pomorską?

W zależności od dnia, godziny, poziomu alkoholu we krwi- słyszymy bardzo różne kwoty.
-Siedem zet.
-To będzie jakieś dziesięć zet.
-Pomiędzy jedenaście i czternaście zet.

-Osiemnaście.
-Ile?!?!
-Osiemnaście.
-Zwariował żeś?! Panie!
-Nie idźcie, dziewczyny!


Izzi, do taxiarza: -A paragonik? Gdzie jest dla mnie paragonik?!
-Izonku, chodź, nie kłóć się z panem.
-Kiedy ja chcę mój paragonik!

Codziennie uczę się od ciebie czegoś nowego.

Izon pracuje nad książką, powiem wam w tajemnicy.
Książką poradnikową:

Jak spławić mało bizoniastego adoratora.

Tak, tak, rozwijamy swoją karierę naukową. Ale po kolei.

Wczoraj. Skrajne wyczerpanie. Ja nauczyłam się jednego- o 21 w pracy zmywam makijaż i robię sobie porządną tapetę. Szpachelka, podkład, gładzimy, wygładzamy. Bizonujemy.
Cienie z nowego makijażu Chanel, brązowy tusz do rzęs i błyszczyk- One long sip. Świeżo, delikatnie, stonowanie.

Wychodzę z pracy. Pauza, biegiem, biegusiem.
Izon już na mnie czeka. Jest! JEST! Nasze ulubione miejsce.

Moja kolej na piwo. Leci Cinematic Orchestra. Jest cudownie. Cudownie.

-Na drugie też była moja kolej, nie?

-Iza! Nie odwracaj się. Jezu. Siedź, zasłońże mnie!
Oczywiście Iza się odwraca.

-Aneta! Hi! How are you?
-Hello, Andrew. (Czy on aby na pewno miał na imię Andrew?)

Mój eks. Spotkałam swojego eks. Co za koszmar!
Koszmar?
Koszmar dopiero się zaczyna. Andrew bizonuje sobie nasz stoliczek. Usadawia się na pufie. Zaczyna mówić.

-Byłem we Francji dwa miesiące. Właśnie wróciłem. Mam homesick. Co u ciebie? Masz nowego chłopaka?
Dawno nikt nie zasypał mnie takim potokiem słów i informacji. Oczywiście robię się złośliwa. Mówię po polsku.
-Mój polski niedobry.
-Yhym, fatalny. Pamiętasz, jak to się nazywa?- obracam w ręku popielniczkę.
-Pocielniczka. Pcielniczczka. Cielniczka.
Nie mogę oddychać. Umieram ze śmiechu.

-Jeny! Izzzz! Błagam, błagam, błagam, tym razem się nie odwracaj!
Oczywiście Izon się odwraca.
MMŻ. Jest! Jest, jest, jest!

Rozgląda się. Uśmiecha. Mam bardzo głupią minę.
-Idzie! Izz, on tu podchodzi!

Wstaję bardzo powoli.

-Cześć.
-Cześć- i znów uśmiech. Lekkie zakłopotanie.
-Jak się masz?
-Dobrze- i kręci mi się w głowie. Dostałam buziaka! Dostałam buziaka!!

MMŻ zerka na Andrew rozpostartego na pufie. Zerka na mnie. Zaraz, zaraz! On mnie trzyma za ramię! Zdecydowanie- ostatnie dwa tygodnie wystawiania się nie były stratą makijażu!

I znów mówię jakieś zpełnie zbędne rzeczy. Głupoty. Cicho, wariatko, cicho! Leci Evolution, uwielbiam tę piosenkę, jest cudownie, jest perfekcyjnie!

-No, nie chciałbym przeszkadzać. Idziemy na banieczkę.

Ha! Czyli on też uwielbia określenie: na banieczkę. Banieczka. Skowronki, motylki.

I poszedł.
Andrew się pyta: -Czy to jest twój chłopak?
O, jak bardzo chciałabym odpowiedzieć: -Oui.

Idę do łazienki. Iza, spław Andrew. Potrafisz.

MMŻ siedzi w drugiej sali. Z dwoma kolegami i dwoma lachonami. Nie mogę płakać, muszę pilnować makijażu.

Kiedy wracam do stolika, Andrew właśnie dopija piwo. Stara się wymusić na mnie zaproszenie na Święta do domu. Do mojego domu. NIedoczekanie. Nie ma takiej możliwości.
Wytłumacz mi to, Iz, dlaczego on tak bardzo chce poznać moją rodzinę?

Andrew wychodzi. Uff. Spławiony. Jeden: zero dla nas.

MMŻ już pewnie poszedł. Szkoda. Rozglądamy się po sali.

-O nie. Nie, nie, nie. Tylko nie koszulka w paski.

Po chwili już siedzą z nami. O nie.
Chyba Iz jest w stanie powiedzieć o tej rozmowie cokolwiek więcej? Ja się prawie popłakałam. O nie.

NAGLE: JEST! MMŻ wchodzi do naszej sali z drinkiem, powoli się rozgląda, siada przy barze. Za nim dwóch kolegów. Uaaaa!




c.d.n.
Idę opowiadać przyjaciołom o MMŻ.

Brak komentarzy: