2007/04/27

::

A oto i ja w oryginalnej wersji kolorystycznej.

::so far away



Nowa fryzura Ann.
Hupało, nożyczki, żelezlo.
I jak się podoba? :)

2007/04/25

::fire!

SZANOWNI CZYTELNICY!

LAS-VEGAS OTWIERA SWE SKROMNE PROGI TAKŻE DLA WAS!

Tylko w piątek 27 kwietnia, od godziny 22.00 do późnych godzin nocnych możecie choć na chwilę stać się naszymi pełnoprawnymi gośćmi.
Zapraszamy wszystkich wtajemniczonych na WIELKĄ ZALEGŁĄ PARAPETÓWKĘ, połączoną z oblewaniem rocznicy naszego wspólnego mieszkania w Grodzie Kraka.


W programie między innymi:
*konkurs barmański
*zawody "Kto Wypije Więcej"
*wieczorek poezji w wykonaniu Andrew i Kevina
*tańce na barze
*pokaz bielizny erotycznej w wykonaniu studentów z okien naprzeciw
*poszukiwania Piotrusia i MMŻ we wszystkich znanych nam miejscach w okolicy Rynku i na Kazimierzu

Zapewniamy wspaniałą zabawę, doborowe towarzystwo i mnóstwo niespodzianek.


R.S.V.P.

Ann&Izz
*

2007/04/24

*** toku-toku

1.
6797782 15:16:01
hej, Ania z tej strony. Moge Ci chwilke przeszkodzic?
Ja3 15:16:20
?
6797782 15:16:29
Jestem 23 latką, bi, mam chłopaka, ale chce sprobowac seksu z dziewczyna, sam na sam. Co Ty na to?:)
Ja3 15:16:52
odwal się



2.
1167195 (9-02-2007 14:23)
Izzi
1167195 (9-02-2007 14:23)
To z ciebie swietna feministka bedzie ; D
Ja3 (9-02-2007 14:24)
czemu zmieniłeś gg?
Ja3 (9-02-2007 14:25)
ukrywasz się?
1167195 (9-02-2007 14:25)
Nie : P
1167195 (9-02-2007 14:25)
Jeblo mi ; (
1167195 (9-02-2007 14:28)
No to jak, zostajesz feministka ?XD
Ja3 (9-02-2007 14:29)
tak, tylko wąsa zapuszczam jeszcze
1167195 (9-02-2007 14:30)
hyhy
1167195 (9-02-2007 14:30)
masz przeciez ; P
Ja3 (9-02-2007 14:30)
małęgo i nie widać w świetle jarzeniówek
1167195 (9-02-2007 14:31)
Doklej sztuczny : D
Ja3 (9-02-2007 14:31)
Twoja siostra mi nei chce sprzedać
1167195 (9-02-2007 14:31)
Ej w ogole
1167195 (9-02-2007 14:31)
gdzie moj tir ? : (
Ja3 (9-02-2007 14:31)
jedzie
Ja3 (9-02-2007 14:31)
jesteśmy solidną firmą
1167195 (9-02-2007 14:32)
Widac ; P
1167195 (9-02-2007 14:32)
od 4 miesiecy jedzie : P


3.
2501007 (30-01-2007 9:02)
IzaBELLA??:d
Ja3 (30-01-2007 9:02)
?
2501007 (30-01-2007 9:03)
Londyn??
Ja3 (30-01-2007 9:03)
kto tam?
2501007 (30-01-2007 9:03)
Krzysztooooooooof:D
Ja3 (30-01-2007 9:03)
jaki krzysztof?
2501007 (30-01-2007 9:04)
dzentelmen:P
Ja3 (30-01-2007 9:04)
no to napewno nie znam
2501007 (30-01-2007 9:05)
a co tylko chamów znasz:D

Ja3 (30-01-2007 9:05)
z krzysztofów tak
2501007 (30-01-2007 9:06)
masz pecha


4.
2908776 (18-01-2007 9:37)
Poświntuszymy?


5.
8534718 (9-01-2007 9:58)
przepraszam cie bardzo gdzie ty mieszkasz ?
8534718 (9-01-2007 9:58)
szukam kolezanki z podobnym nr gg
8534718 (9-01-2007 9:58)
o imieniu iza
Ja3 (9-01-2007 9:59)
chyba jednak zmyślasz

6.
Ja3 (14-12-2006 9:15)
ale on tak nei wygląda jak na pierwszym zdjęciu
5033152 (14-12-2006 9:15)
nawet jakbys wystrzelala wp pijackim amoku pol galerii krakowskiej
Ja3 (14-12-2006 9:15)
to jest chyba jakieś stare
5033152 (14-12-2006 9:16)
to cie bede kochal
5033152 (14-12-2006 9:16)
bos jest moim bizonkiem
Ja3 (14-12-2006 9:16)
ja bym przeleciała co najwyżej
Ja3 (14-12-2006 9:16)
nic bym nie strzelała
5033152 (14-12-2006 9:16)
hehe
Ja3 (14-12-2006 9:16)
ale na tym drugim zdjęciu wygląda bizoniasto
5033152 (14-12-2006 9:16)
ej ale to nie jest troche taki nowozelandzki dres?
Ja3 (14-12-2006 9:17)
ty chamie
Ja3 (14-12-2006 9:17)
to jest snowboardzista
Ja3 (14-12-2006 9:17)
a nie dres
Ja3 (14-12-2006 9:18)
chuju
5033152 (14-12-2006 9:18)
hehe skad wiesz
5033152 (14-12-2006 9:18)
nie znasz dresow snowboardzistow?
Ja3 (14-12-2006 9:18)
bo ma czapkę snołbordzisty
5033152 (14-12-2006 9:18)
w napisy JESTEM DRESEM dookola glowy :P
5033152 (14-12-2006 9:18)
moze jak juz sie zdecydowalas byc sama
5033152 (14-12-2006 9:18)
tfu
5033152 (14-12-2006 9:19)
zerwac z maciejem
5033152 (14-12-2006 9:19)
to nie ma bizona zakochiwac sie w pierwszym jamiem
5033152 (14-12-2006 9:19)
czy innym kangurze











2007/04/23

::ain`t no G

A OTO ZALEGŁY POST:
(wiem, że narobiłam tutaj trochę bałaganu... tłumaczę się przejściowymi problemami z dostawą neta na Pomorskiej... obiecuję, że teraz będziemy nadawać już regularnie!)

Jestem żałosna. Heeeee!

Dzisiaj będzie z dużą dozą autoironii.

Play it again, Sam.

No, pięknie. Jestem pół-, ba, ćwierćinteligentem!
Przecież ja się zaraz zapłaczę!

Tak więc po to wystawiałam się w Kolorach od dwóch tygodni? Tak?
Ża-łos-na. Dwa tygodnie kombinowania, jakby tu poznać Meżczyznę Mojego Życia- i na nic. Wrrrrrr.
Dwa tygodnie polowania i kompletnej straty makijażu.

A zaczęło się tak perfekcyjnie. Perfekcyjnie? Mało powiedziane.
Już nawet Izz się dla mnie poświęciła. Codziennie biegała ze mną hektar w jedną- na Kazimierz- i hektar w drugą- do domu- stronę. No, dobra, tylko w jedną. W drugą najczęściej brałyśmy taxi. Mało istotne, nawet Pauza poszła w odstawkę. Więcej, nie pamiętam, kiedy ostatni raz sprzątałam pokój. Kiedy ugotowałam obiad. Kiedy przeczytałam choć akapit jakiejkolwiek książki. Nie pamiętam, bo od dwóch tygodni przesiaduję wszyscy-wiemy-gdzie, wypatrując Mężczyzny Mojego Życia. Do wczoraj udało mi się wpaść na niego aż cztery razy, w tym raz- przypadkiem- w Pauzie.

Izzi, dzięki za pijackie ekscesy od poniedziałku. Dzięki za wczorajsze radosne spicie się w towarzystwie Mężczyzny Mojego Życia. Szkoda tylko, że nie byłaś moim cenzorem do końca. Jak można wygadywać TAKIE głupoty?!? Żaaaaaaałoooosne. Jestem żałosna. Jednak.
No, było bizoniaście.

-Przyjechałem samochodem, tylko na moment.
-Yhym. A co pijesz?
-Aaaaa, rum z colą. Najwyżej wrócę taksówką.

(Ha! HA! Podsłuchałam! Rum z colą! Izzzz, jeszcze jedno piwo?! Błagam! Jeszcze jeeeedno!)

wanna feel what it`s like
to wake up in the morning
with someone who really loves me deep inside

A teraz pytanie: CO, DO CHOLERY, ROBI W MOJEJ TOREBCE KARTKA Z JAKIMŚ DZIWNYM NUMEREM TELEFONU I PODPISEM: GRZEGORZ?!?!?
Chwila zastanowienia. Iza? Jakieś pomysły?! Był z nami Grzegorz? Jaki Grzegorz?

-Ja Panią przepraszam. Może ja się narzucam? Pewnie pomyśli Pani że jestem stuknięty, kiedy ja nie mogę od Pani oczu oderwać. Bo Pani ma takie wspaniałe oczy, niesamowite.
-Pan jest stuknięty.
-Z bliska Pani oczy są jeszcze bardziej fantastyczne. Przepraszam, ja właśnie wychodzę, nie będę Pani przeszkadzał. Ale czy już ktoś Pani mówił cokolwiek o tych oczach?
-Tak, mój eks twierdził, że mam oczy jak malamut. Subtelny komplement, prawda?.
-Da mi Pani swój numer telefonu?
-Absolutnie nie. Nie rozdaję mojego numeru telefonu.
-Bardzo Panią proszę.
-Bardzo mi przykro, nie.
-Mogę dać Pani mój numer w takim razie? Czy zadzwoni Pani?
-Mhm, sure.
-Proszę sobie zapisać w telefonie. Już dyktuję.
-Pan chyba zwariował. Ja jestem staroświecka. Jeśli Pan chce mi dać swój numer telefonu, proszę przynieść mi na karteczce z imieniem.

Już wszystko pamiętam. Wtedy właśnie zaczęłyśmy rechotać jak wariatki, że siur, zadzwonimy, wtedy, kiedy biedny mężczyzna bedzie się tego najmniej spodziewał. Onufry może odetchnąć. Teraz będziemy mogły stręczyć kogoś innego.

Wszystkiego najlepszego z okazji imienin, Drogi Pankracy. Panufry.

Stręczycielstwo stało się moim sposobem na życie. A jeśli chodzi o Mężczyznę Mojego Życia (MMŻ)- wszystko popsułam. Jest absolutnie idealny. Wiem, wiem, o Andrew mówiłam podobnie. I o Onfurym też (ha! wygrałam!), i o jeszcze kilku. No, ale ten jest naprawdę idealny, co ja na to poradzę. Miało nie być artystów, no ale fotograf to nie artysta, prawda? Prawda?!?

I kolejne pytanie- dlaczego ja tak okropnie kłamię po pijaku?
I jeszcze jedno, do Iz- uważasz, że jestem żałosna?

Chce mi się płakać. Siedzę na jeżu, z herbatą, w tym okropnym bałaganie, wśród tysiąca porozwalanych rzeczy- i naprawdę chce mi się płakać. Izzzz, pamiętasz, co mówiłam przed wczorajszym wyjściem z domu? Kala, pamiętasz, co ci ostatnio pisałam?

-A oto i Izon. Izon i ja znamy się już piętnaście lat.
-Piętnaście?! To ile wy tak naprawdę macie lat?!

Z tym wiekiem to jakaś podpuszczka. Podpuszencja. Podpuszczkunia. Podpuszczunieczka. Panufry, Pankracy.

down to love town
and then met you

Dociekliwi zauważą, że znów słucham Dimitri From Paris. Stare, babskie house`y. Na wiosnę i na sezon zakochaniowy. Na sezon randkowy. Talkin` all that jazz.

Zapomniałabym- dzisiaj kręcą jakiś zaawansowany odcinek W11. Dobrze, że zdążyłam do sklepu, zanim się porozkładali. Piżama, na piżamę dres, adidasy, rozczochrane włosy. Panie ze sklepu na rogu muszą mieć o nas interesującą opinię, Izonku. Hm?




The problem of three little people like us have no weight in this immense tragedy. One day you`ll understand. Good luck, baby...

Minął kolejny bizoniasty dzień na Pomorskiej, minęła kolejna bizoniasta noc. Mogę powiedzieć z całą pewnością, że wyzbyłam się pewnego bardzo brzydkiego nawyku. Nie pakuję się już do łóżka Izona po pijoku.
Przyznaję, był to cokolwiek dziwny nawyk. Cokolwiek odstraszający. Pamiętasz, Iz, Andrew?

-Wy ze sobą sypiacie?- spytał mnie, wyraźnie zdziwiony.
-No a nie widać? Sypiamy, sypiamy.
-Wird. All together?

Mimo wszystko- nadal nie porafię wejść do swojego pokoju przez swoje drzwi. Otwieram drzwi Izona i wchodzę do siebie przez tajemne przejście między naszymi pokojami. Przejście jest na tyle tajemne, że postanowiłam oduczyć się używania go. Obawiam się, że pewnego pięknego dnia po prostu go nie zauważę. Jednego guza związanego z niezauważaniem tajnych przejść już miałam, dziękuję bardzo. (A myślicie, że skąd wziął się pomysł zrobienia grzywki?! I niby dlaczego Izonowi gnije łokieć?)

Stałyśmy się szczęśliwymi posiadaczkami dwóch wężów pralkowych, zgodnie z zasadą- od przybytku głowa nie boli. Tak, tak, uprzedzam pytania zainteresowanych- stałyśmy się też szczęśliwymi posiadaczkami pralki (moja druga pralka w życiu! potwierdzam teorię- najtrudniejszy jest pierwszy raz, z drugą pralką było już łatwiej), internetu i Piotra- złotej rączki. Reszta niech będzie milczeniem.

W kwestii mojej żałosności nic się nie zmieniło, co więcej- obawiam się, że niedługo będzie tylko gorzej. Tak, Izz, mam tu na myśli barmaństwo z Pauzy. Jak ktoś mądrze napisał w toalecie męskiej- KTO PYTA, TEN USŁYSZY KŁAMSTWO. Pewne wiadomości nalezy zachować tylko dla mieszkańców Las Vegas. Albo Las Vegas zabezpieczyć hasłem, o czym też myślimy, uprzedzam.

W kwestii żałosności Izona- jest coraz gorzej.
Izon od dwóch dni zapomina kluczy. Od dwóch dni dzwoni do mnie o poranku, krzycząc: -Aaaa! Znów nie zabrałam kluczy! Jestem żałosna! Ża-łos-na! Wpadnę do ciebie do pracy, okejasa?
No i wpada. Proste.

Co do pracy- jestem tytanem. Już niedługo, ale cały czas jeszcze jestem. Tytanem, tyranem. Ostatnio pół dnia biegałam po Długiej w poszukiwaniu deski sedesowej. Moje zadania robią się coraz bardziej wymagające.

Polak potrafi. Prezydent potrafi znowelizować znowelizowaną ustawę o lustracji, my potrafimy korzystnie pomnożyć ilość piwencjuszy wypitych przez pięć dni z rzędu. Czy kiedykolwiek weekend stanie się po prostu weekendem? I czy zacznie się wtedy, kiedy powinien, w piatek wieczorem?
W Las Vegas weekend zaczyna się w poniedziałek wieczorem, kończy się w niedzielę rano. No, z małą przerwą w środę. 12 h snu.

Jak to działa, ze po roku mieszkania w Krakowie doszłam do momentu, kiedy naprawdę nie chcę jechać do domu na Święta?
-Mamita, trąd! Nie mogę nadjechać- rozmawiam z Izą. Czy to dobre wytłumaczenie?
-Mhm, doskonałe. I usłyszysz: -Córko, wydziedziczenie za takie wytłumaczenie.

No i trzeba jechać. Tym razem tylko na chwilę, tym razem bez kombinowania, jakby tu zostać na dłużej. Z lekką niechęcią, bo byłabym naprawdę szczęśliwa, gdybym tylko mogła przygotować jajuszka Ryszarda i z Izą zanieść go w koszyku do Mariackiego. Usiąść nad Wisłokiem i kolejny raz czytać Lolitę.

od: Izz
06.04.2007; 09:21
W dniu twoich i moich urodzin przebojem nr 1 na listach było I just call to say I love you, co wyjaśnia wydzwanianie do Olgierdzika.

No pięknie. Nic nie jest w stanie wyjasnić wydzwaniania do Olgierdzika, no, może nic z wyjątkiem piątego i wyżej piwa.

cant`t live my life tis way

Jeśli o bizonki miłosne chodzi, to jestem kompletnie nieprzystosowana.
Jestem też nieprzystosowana do posiadania telefonu komórkowego. No ale to fragment zupełnie innej historii.

Jeszcze jedno- to do naszyc gości. Standard Las Vegas od momentu wprowadzenia się Piotra skoczył o kilka ładnyc stopni. Mamy suszarkę do naczyń. Mamy światło w kuchni i już-już-prawie- na przedpokoju. Po świetach zawisną moje półki. Bizoniaście.





Bar Bizoooon!

::sunday

Niedziela. Budzę się rano z przeświadczeniem, że nie wytrzymam kolejnej imprezy. Zimny prysznic, Un jardin sur le Nil, jest cudownie. Otwieram okno i podejmuję szybką decyzję- jadę do pracy na rowerze.
Jest pięknie.

Po drodze przypomina mi się, że mam randkę. Randkę?! Randkę!

W pracy okazuje się, że nie tylko ja mam za sobą ciężką noc. Na osiem osób, sześć ma ciężkiego kaca. Omijamy klientów szerokim łukiem, podśmiechując pod wąsem.

-Dzień dobry Pani- mówi Krzysiek do przechodzącej klientki.
Ja zaczynam się koszmarnie śmiać.
-To pewnie wszystko, na co cię dzisiaj stać. Dzień dobry.

-Czy są kulki do kąpieli?- pyta dziesięcioletni chłopiec.
Pokazuję mu perełki w kształcie zwierzątek.
-Oo, tutaj.
-Chodziło mi raczej o takie musujące, duże.
-Nie ma- wtrąca się Krzysiek.
-Serduszek już też nie ma? Wszystkie się wyprzedały?
Cholera, ten mały lepiej zna nasz asortyment, niż my sami.
-Są- Zdawkowo odpowiada Krzysiek.
Staram się być milsza. Tłumaczę, że serduszka jeszcze są, to kulki się już skończyły. Dziecko patrzy na mnie zdziwionym wzrokiem, a może mnie się wydaje? Przynoszę serduszka z zaplecza.
-To ja poproszę.
-Krzysiu, ja je przyniosłam. Ty kasujesz.

I tak wygląda moja niedziela w pracy. Zmywam makijaż, nakładam Teint Innocence, co wcale nie sprawia, że wyglądam na niewinną. Wbiega Monika, strasznie się cieszę, nie widziałyśmy się już tak dawno!
-Koszmarnie wyglądasz. Ty w ogóle sypiasz?
-Szczerze? Ostatnimi czasy kiepsko.

Baume Beaute Eclair najwidoczniej przestało działać. Zostało mi tylko serum ARC Kanebo. I znów zmywam makjaż. Jest! Działa, działa, działa! Zbliża się osiemnasta. Radosnym krokiem wychodzę z Galerii.
Izon już czeka przy moim rowerze.

-Wisłostrada?
-Jasne.

Tym razem pobiłyśmy same siebie.

-Mam ochotę na sok ananasowy.
-Jasne. Nie okłamuj mnie.

Przypinamy rowery przed Szeptami. Michał macha mi zza baru. Mirek pyta, jak było w pracy.
Wyciągam z torebki M&M`sy.

-Chłopaki, przyniosłam coś dla najfajniejszego teamu barmańskiego na Kazimierzu.
(Mam nadzieję, że Paweł się nie obrazi!)
-M&M`sy?
-Uhym.
-Chłopaki, czy ona nie jest niesamowita?!
Chłopaki zgodnie przytakują. No, to jestem niesamowita.

-Zamykacie dzisiaj z nami?

No ładnie. Taka pro pozycja zawsze oznacza, że znów się nie wyśpię.

Siedzimy przy barze. Opowiadam, jak najlepiej spławić mężczyznę. Znowu!
Czy już do końca życia wszystkim interesującym mężczyznom będę opowiadała, jak najlepiej spławić natrętnego wielbiciela? Na szczęście tym razem wyszło mi całkiem śmiesznie.

-Żem jest ze Sląska- mówię, tłumacząc przy tym, że wcale nie umiem mówić po sląsku.
-Jo tyż- odzywa się jeden z "chłopaków".
-No co ty? Skąd?
-Z Bytomia.
-Haaaa! Ha! A gdzie mieszkałeś w Bytomiu?
-Na Nickla, to są Miechowice.

Wiadomo, jak kończą się takie wieczory. No, to banieczka za mieszkańców Śląska.
I nagle odzywa się kolega Michała:
-Ejjjj przestańcie, ja nie mogę, rano mam rozmowę o pracę.

Wszyscy wybuchają śmiechem.

-Spokojnie, ja jutro się zwalniam- krzyczy uradowana Iza.

Wszyscy śmieją się jeszcze bardziej.

(Rano dostaję smsa od Izzi:
Jesteśmy rasta, ty też, zjadłaś rasta M&M`sy.
Lekko go zmodyfikowałam przed upublicznieniem.)

Dobrze, że przywiozłam ostatnio ten bęben z Bytomia. Nie wiadomo, czy nie przyda się na następnej imprezie.

-To jest piosenka z Apartamentu?
-Ty mnie gdzieś zapraszasz?
-Yyyy.
-Chłopaki, Ann pyta, czy to jest piosenka z Apartamentu?
-Taaa, Michał, sam przed chwilą powiedziałeś, że uwielbiasz Apartament. Że to jest piosenka z Apartamentu.

I rozmawaj tu z nimi poważnie.

Sięgam po portfel.

-Ann, serio?
-No ba. Dwa poproszę i piosenkę z Apartamentu.

Kompletnie nie pamiętam, jak udało nam się trafić do Kolorów.
Paweł już na nas czekał z powtalnymi shotami.
Pyszne i nigdy wcześniej tego nie piłam. Jagermeister, Becherovka i sprite.
Wszystko oczywiście kwestia proporcji. Tutaj proporcje były znakomite, tak bardzo, że nie omieszkałam wypić kieliszka Izzi. Przy następnej kolejce zresztą zrobiłam to samo.

-Ann, wcinaj tosta. Koniecznie i bez wymówek.
-Kiedy ja nie jestem głodna.
-Za mnie nie zjesz?
-Za ciebie to ja się mogę tylko napić.

-A wiecie, że one tańczyły tutaj na barze?
-Co?
-Paweł, cicho!
-To kiedy zatańczymy na barze w Szeptach?

-Pokażę wam coś.
Zaczynam się obawiać, Paweł znika na zapleczu.
Przynosi Księgę skarg i zażaleń. Pięknie.
Jestem sławna. Okazuje się, że cały Kazimierz już o tym słyszał. Cudownie.

-Ja mam jutro rozmowę o pracę!
-A ja się zwalniam!

Idziemy na taxi.
Ile nam zostało pieniążków?

-Ja mam dwuzet, myślisz, że styknie?
-Ja mam osiemzet- jestem z siebie naprawdę dumna. Za cholerę nie dojedziemy do domu za dziesięciozet. I nawet nie myśl o tym, żebyśmy wracały na rowerach.
-W życiu. Nawet mi to do głowy nie przyszło.

-Prooooszęęęę paaana, jest taka sprawa. Mamy ostatnie dziesięć złotych do końca miesiąca. Musimy dojechać do domu, sam pan widzi. Dałoby radę?
-Wsiadajcie dziewczyny.

I tak, pierwszy raz w historii, udaje nam się dojechać do domu finalnie za osiem zet, bo rano z kurtki wypada mi moneta dwuzłotowa. I ja do tego śmiałam się upominać o paragonik!
Swoją drogą, jest jakieś stowarzyszenie taxiarzy krakowskich? Bo ja bym z chęcią się do nich zapisała. Ich bizony pieniężne naprawdę są przedziwne.

::one happy week

Tydzień na Pomorskiej.

Poniedziałek. Lany Poniedziałek. Budzę się, szczęśliwa. Nie trzeba iść do pracy. Można spać. Mamita zaraz zbizonuje śniadanko. Ale, ale, zaraz, zaraz...

IZA?!?!

Co ty tu do diabła robisz? Dlaczego nie mogę uwolnić się od ciebie nawet w moim własnym domu? W moim własnym łóżku?!? Oddawaj kołdrę!

Skoro tak zaczął się świąteczny (!) poniedziałek, nie chcę wiedzieć, jak będzie wyglądała niedziela.

Wracamy do domu. Iza ciągnie za sobą walizkę z żywnością, ja swojej zapomniałam z domu. Mam za to toster, blender i żaluzje- może się do czegoś przydadzą.

W pociągu oczywiście śpimy, jemy, śpiewamy. Izzi powiedziała ostatnio coś bardzo mądrego:
-Przy tobie czuję, że cofam się do czasów podstawówki. Także w rozwoju.
Miała rację.

Idziemy na rower. Złudnie wydaje nam się, że fakt posiadania roweru uchroni nas przed późnym wracaniem do domu.

Jest piękny wieczór, lekko kropi, wieje ciepły wiatr. Jedziemy Wisłostradą, mijamy smoka, włosy lecą mi do oczu, jest cudownie.

-Karaaaaasoole- krzyczy moja przyjaciółka.
-Co takiego?
-Kaaaaaaraaaaasooole! Jakie pięęęęęęękne są te karasole!
-Oooo tak, piekne.

Dzień później na tej samej trasie powtarza się ta sama sytuacja, pytam Izy, jak udało jej się wpaść na tak bizoniaste słowo.
-To nie ja na nie wpadłam, niestety. Słowo karasole naprawdę istnieje.

-Poszłabym na kawę, skoro już jesteśmy na Kazimierzu i mamy ewidentny wybrak pieniędzy.
-Mhm, z rowerem?
-A co?

-Paaweł, mogę zaparkować tutaj moje Porsche? Bo zgubiłam kluczyki.

Kątem oka dostrzegam MMŻ siedzącego za barem. I, oczywiście, zamiast normalnie się przywitać, powiedzieć 'haloogenik', siadam przy stoliku w drugiej sali, z widokiem na bar. Mogę go dyskretnie obserwować, do momentu, kiedy on zmienia miejsce tak, że może, sam niewidoczny, obserwować mnie. Na szczęście udaje mi się lokalizować go po samym rechocie. Charakterystycznym rechocie.

Pijemy kawę i wodę mineralną, Arystotelesy i Onomatopeje powoli zaczynają się ubierać, MMŻ zostaje. Pytająco patrzy na naszą wodę mineralną. Chwilę później my też się zbieramy, strasznie dumne. Jest jedenasta, może w końcu uda nam się wyspać. W drodze powrotnej podziwiamy te pięęęęęękne kaarasole, jesteśmy w domu krótko przed dwunastą. Zasypiamy szczęśliwe. Podejrzanie szczęśliwe.

Wtorek mija nadspodziewanie szybko. Jestem w domu chwilę po Izonie. Kręcimy się po mieszkaniu, Piotrka nie ma.
Rower?
Po chwili obie nakładamy grubą warstwę podkładu i lekko malujemy rzęsy, żeby uzyskać bizoniasty efekt makeup-no-makeup. Pisząc o grubej warstwie podkładu wcale się nie natrząsam, chciałabym zaznaczyć.

Bizonujemy Wisłostradą. Kaaarasooole, Pan Smok, lekki wietrzyk.
Niebezpiecznie zbliżamy się do Kazimierza.

-Cześć Paweł, wiesz, wpadłam się przywitać.
-Nie zostajesz?
-Yyyyy. Z chęcią, ale Izzi czeka na zewnątrz, mamy rowery. Dalej nie kupiłam kłódeczki.
-Jakbyś nie wiedziała, że możecie tutaj zaparkować.

Cudownie. Przy wejściu potrącam kilku przypadkowych klientów. Parkuję przy barze.

-Piwo?
-Yhym.
-Jedno?
-Dwa.

-Dwa?- pyta chłopak, który siedzi na barowym stołku obok mnie. -Pijesz od razu dwa?
-Skądże, jest jeszcze Izonek. Zaraz wróci z toalety.

Czuję, że ten wieczór nie będzie stratą makijażu.

Przy trzecim zaczyna się robić ciekawie.

-Wiesz, Paweł, uwielbiam to miejsce. Także za to, że tutaj dowiedziałam się, że mój chłopak jest gejem- taki głupi żart.
-Coo? Jak? Kto taki?- chyba się udało.
-MMŻ.
-Nie wiedziałaś?- mówi Paweł całkiem serio.
-A jest?- pytam, lekko przerażona.
-Jako pocieszenie powiem ci, że ja z nim nie spałem- słyszę jak zza mgły.

Cholera. Cholera.
Moja najlepsza przyjaciółka wcale nie płacze ze mną. Tak naprawdę to ja tez nie płaczę, całe towarzystwo śmieje się razem z nami.
Więcej, dziewczyna tego sympatycznego chłopaka mówi:
-Toście mnie pocieszyły, dziewczyny. Mnie też to spotkało. A teraz już wiem, w Krakowie jest to zupełnie normalny proceder.
-Ten symaptyczny mężczyzna potraktował cię w ten sposób? -pytam przy kolejnej banieczce.
-Absolutnie nie. My nie jesteśmy razem.
-Aha.
-I żeby sprostować, nie jestem gejem- odzywa się SM (Sympatyczny Mężczyzna, tak go nazwijmy).
-Przynajmniej w twojej kwestii to jest jasne.

-Paweł, kupię wam Księgę Skarg i Zażaleń. I mój wpis będzie tam pierwszy.
-Mamy już taką Księgę.
-Dawaj.

W tym miejscu moja dziewczyna dowiedziała się, że jej chłopak jest gejem. Miejsce wyklęte! - pisze Iza. Czytamy poprzednie wpisy, wszystkie mniej więcej w tym stylu, umieramy ze śmiechu.

-Paweł, on naprawdę jest gejem?
Paweł widzi, że jednak trochę się zmartwiłam.
-Szczerze mówiąc to nie wiem, znam go osiem miesięcy. I nie mam pojęcia. Chyba nie jest. Ale to był taki świetny żart!

-Czwarte?
-No, dawaj.

Przy czwartym radośnie piłyśmy za MMŻ. Cała knajpa piła za MMŻ.
W połowie czwartego do knajpy wpadło pięciu atrakcyjnych mężczyzn.

-Iza, nie każ mi dzisiaj mówić po angielsku. Nie mam bizona.

-Hi, how are you?- niezbyt wyrafinowany sposób na podyw, prawda?

-Ann, uciekamy, oni są z Australii. Co zrobię, jeśli oni znają Jamiego?
-Iza jest zaręczona z Australijczykiem- tłumaczę.

-Moja przyjaciółka dziś wznosi toasty za swojego chłopaka. No, przed chwilą dowiedziała się, że on jest gejem.
Pochyla się nade mną przystojny Australijczyk.
-Jak długo byliście razem?
-Jakieś dwa tygodnie, a w tym dwie randki.
-Niezbyt długo, prawda?
-Wystarczająco.
Australijczycy starają się wyciągnąć nas do Alchemii. Nie, nie, nie. Nigdzie nie idę.
Spoglądam na rower. Wracamy do domu.

W drodze do domu do perfekcji opanowujemy sztukę schodzenia z roweru przy Panach Pałach. Nie mamy światełek i jesteśmy kompletnie pijane. Droga z Kazimierza do Las Vegas zajmuje nam coś koło poł godziny. Przy Apostołach wsiadamy na rowery i jedziemy już do samego domu. Z małą przerwą na Karmelickiej.

Jeszcze w łóżku zastanawiam się, czy nie wysłać smsa do Pankracego- na dobranoc. Gdybym tylko miała trochę więcej siły.

Środa.
Środa jest bizoniasta.
Jedziemy na Kazimierz na rowerach. Na wysokości Synagogi, gdzies koło Momentu, zaczynam krzyczeć do Izy:
-Oni myślą, że ja jestem nienormalna. A co najgorsze, mają rację.
Mówię tu o moich kolegach i koleżankach z pracy.
Iza odkrzykuje: -Cicho, zwolnij. Czekaj na mnie.
Zwalniam, Izz do mnie dołącza.
-Widziałaś MTŻ?
-No, wczoraj, ale chyba byłam niemiła.
-Właśnie nas minął.
-Z psem? I słyszał, jak krzyczę, że jestem nienormalna? Fantazyjnie.

Teraz przynajmniej potwierdziłam jego przypuszczenia. Jestem nienormalna.
Trzeba to uczcić, to jak, Kolory?

Tym razem nie musiałyśmy parkować przy barze. Kupiłam kłódeczkę do roweru.

Kolory to jedyne miejsce, gdzie wcale nie muszę gadać do Izy, siedząc przy jednym stoliku. Mogę usiąść przy barze, śmiać z barmaństwem, mogę po prostu czytać bądź tylko oglądać gazety- polskie, francuskie, włoskie. Lubię Kolory jeszcze za jedną rzecz- to tutaj usłyszałyśmy najlepszy podryw wszechświata: -Czy mogę zaarkować mój drink tutaj?

Przeglądamy Sukces, pijemy kawę, decydujemy się na jedno piwo. Jest bizon na Pauzę, decydujemy. Jako plus liczy się fakt, że jesteśmy zmotoryzowane. Jedziemy na Floriańską bocznymi uliczkami, uciekając od Panów Pałów. Mamy nadzieję spotkać Piotrusia i Olgierdzika, choć oni ostatnio podejrzanie zaniknęli. No, dobra. Prawda jest taka, że to my zmieniłyśmy lokal.

Do Pauzy wpada Mikołaj.
Siedzimy przy stoliku, kiedy słyszę:
-Kryj się, Ann. Chowaj łeb.
-Hi, Andrew. Znowu! Cholera, znowu!
Andrew nie pyta, czy może się dosiąść. Siada. Opowiada, że czeka na przyjaciela. Przyjaciel, Kevin, to doskonała partia. Jest poetą (!). Skończył świetny uniwersytet, ble ble, jest ze świetnej rodziny, kulturalny, miły, przystojny- jednym słowem, ideał. Akurat. Wchodzi Kevin. Iza i Mikołaj zwijają się ze śmiechu, cicho szepcząc.
-Zaraz dostaniesz smsa to zrozumiesz- mówi Iza.
Pik pik. Sms.
Simon Mol też jest poetą.
Nie mogę pochamować rechotu.



c.d.n.

I widzimy się w niedzielę, co nie odznacza, że czwartek, piatek, sobota były mniej bizoniaste. Nie były.
Dajcie mi trochę czasu, wszystko dokładnie opiszę.

::home alone

sms:
Hey. It was really nice meeting you last night. Are you doing anything tonight?

I`m sorry that I was a bit of an ass the other night and hope your week is better. Will you let me take you out later?


Czyli nie udało mu się wytłumaczyć, ze ze związku nici?

::bar bizooon

Top 20 Wyszukiwanych fraz:
Ile: Fraza:
7 dekupage
5 las vegas mieszkano
4 aniii krakow
3 mieszkano las vegas
3 nadzy mÄ?zczyzni
1 bum bar rasz, krakow
1 bum bar rush kraków zdj�cia
1 bill-poster blog
1 las vegas mieszkanko pomorska
1 m�zczyzni - nadzy
1 nadzy m�zczyzni
1 bar bizon
1 staf- narkotyki
1 książka barmaństwo
1 sklep firmowy la prairie
1 las vegas mieszkano blog
1 pr1mo
1 mqpsycho
1 selekcjonerka Midgard
1 makijarz modny

2007/04/17

***Goodbye Stranger

Uwazam, ze codziennie o 8 rano ta piosenka powinna rozbrzmiewac w naszym domu.


It was an early morning yesterday
I was up before the dawn
And I really have enjoyed my stay
But I must be moving on
Like a king without a castle
Like a queen without a throne
Im an early morning lover
And I must be moving on
Now I believe in what you say
Is the undisputed truth
But I have to have things my own way
To keep me in my youth
Like a ship without an achor
Like a slave without a chain
Just the thought of those sweet ladies
Sends a shiver through my veins
And I will go on shining
Shining like brand new
Ill never look behind me
My troubles will be few
Goodbye strange its been nice
Hope you find your paradise
Tried to see your point of view
Hope your dreams will all come true
Goodbye mary, goodbye jane
Will we ever meet again
Feel no sorrow, feel no shame
Come tomorrow, feel no pain
Now some they do and some they dont
And some you just cant tell
And some they will and some they wont
With some its just as well
You can laugh at my behavior
Thatll never bother me
Say the devil is my savior
But I dont pay no heed
And I will go on shining
Shining like brand new
Ill never look behind me
My troubles will be few
Goodbye stranger its been nice

2007/04/13

***What goes around-Comes around

Anett prawda jest taka
jest piatek 13
czarny kot przebiegl mi droge (byla kiedys taka piosenka)

poza tym kazde wyrzadzone zlo wraca do czlowieka, a dobro przeze mnie nie przemawia

Nie bede sie rozpisywala i wdawala w szczegoly

powiem Ci jedno

wiem juz o kim myslal Justin Timberlake piszac ten utwor

Cry me a river tez prawdopodobnie bylo dla mnie

Hey girl
cause he everything you wanted in me
You know I baby, the world
You had me in the corner your head
So why your love ran away?
I just can't see, I understand
Thought there was me and you baby
Me and you until the end
But I guess,
I was wrong

Don't want to think about it
Don't want to talk about it
I'm just so sick about it
Can't believe it's ending this way

Just so confuse without it
We're in the blues about it
I just can't do without ya
Tell me is this fair?

This is the way is we're in going down(Is this how we say goodbye?)
Should I know better when he came around(That you are going make me cry)
It's breaking my heart, to what you want arrow (Cause I know that you living a lie)
But that's okay baby, cause sometime you will find
4x What goes around, goes around, goes around-Comes all way back around

Now girl,
I remember everything that you claimed
You said, that you are moving on now
Maybe I should do the same
If funny thing about that is
I was ready to give you my name
Thought there was me and you baby
And now it's hard just ashamed,
that I guess
I was wrong

ChorusDon't want to think about it
Don't want to talk about it
I'm just so sick about it
Can't believe it's ending this way

Just so confuse without it
We're in the blues about it
I just can't do without ya
Can tell me is this fair?

This is the way is we're in going down(Is this how we say goodbye?)
Should I know better when he came around(That you are going make me cry)
It's breaking my heart, to what you want arrow (Cause I know that you living a lie)
But that's okay baby, cause sometime you will find

4x What goes around, goes around,
goes around-Comes all way back around
What goes around and comes around
What goes around and comes around

You shouldn't know that
What goes around and comes around
What goes around and comes around
You shouldn't know that

Don't want to think about it
Don't want to talk about it
I'm just so sick about it
Can't believe it's ending this way

Just so confuse without it
We're in the blues about it
I just can't do without ya
Tell me is this fair?

This is the way is we're in going down(Is this how we say goodbye?)
Should I know better when he came around(That you are going make me cry)
It's breaking my heart, to what you want arrow (Cause I know that you living a lie)
But that's okay baby, cause sometime you will find

4x What goes around, goes around,
goes around-Comes all way back around
Yo,yo let me take this picture from you
babyYou spend me nights a long
And he never comes home
Every time you call him, all you gets a busy tone
I heard you found out
That he's doing to you
What you did to me
And that the way it goes
And you cheap girl
My heart beat girl
So we go out saying, that's so let me feeling hurt
That's the classy case scenarioTell it's over timeGirl, you've got what you deserve

And you want somebody,
to cure the lonely nights
You wish, she had somebody
That can come and make you right
And girl I ain't somebody
Recognize the simple thing
4x What goes around comes around
I thought I told ya, hey


Jestem twarda
nie plakalam od podstawowki

muszę skontaktowac sie z Wojciechem Hirszem,
pamietam, ze chcielismy w mlodosci wysadzic jakis budynek w Bytomiu,
Wojciech ma gdzies jeszcze plany budynkow i przepis na bombke
(juz wiem skad biora sie takie skretyniale dzieci, a wy wiecie co z nich wyrasta)


Piotrek: to gdzie masz tą rozmowę o pracę?
Ja: no to samo tylko mam nadzieje za wieksze pieniadze,
Piotrek: a ile? 1,5 tys bys chciala?
Ja: za poltora tysiaka nie oplaca mi się odbierać tel, myslałam tak o 3
Piotrek: Łoooo! Nieźle się cenisz

Ha! Anett! Ktos jednak uwaza, ze sie cenie

2007/04/12

::un regalo

Preeeeeezent!
Skoro już skasowało mi tego cudownego pooooosta....

2007/04/11

::so far away

-Halo? Dzień dobry, czy mogę prosić numer Piotrka?
-Piotrka?
-Tak, przecież na ten numer dzwoniłem, wczoraj, prawda?
-Yyyyyy. Nie?
-To pani nie jest żoną Piotrka?
-Jakiego Piotrka? (A w myśli: tak naprawdę jak nasz współlokator ma na nazwisko?? Czy ja z nim brałam jakiś ślub?)
-No, Piotrka.
-Pan dzwoni z Krakowa?
-Nie, z Gdańska.
-Przykro mi, nie jestem w stanie Panu pomóc. Nie znam żadnego Piotrka z Gdańska.
-Szkoda. A Pani ma taki miły głos. Naprawdę szkoda, że to tak daleko. Gdyby było odrobinę bliżej może bym przyjechał, jak w jakimś filmie romantycznym.
-Yhy. Miłego dnia panu życzę.


To mogło się zdarzyć tylko rano i tylko na kacu.
Jest środa. Weekend czas zacząć.

Na szczęście wczoraj okazało się, że jednak nie jestem żałosna. Jednak coś ze mnie wyrosło, coś pożytecznego.

Godzina siedemnasta: wyjście z pracy.
Siedemnasta piętnaście: Słodki Wentzl. Fantastyczne wieści.
Viva Italia! Przystojni mężczyźni, drogie samochody, słodkie i kolorowe drinki z parasolkami. Uaaaaa!
Osiemnasta: dom, dom, dom.

-Iza, idziemy na rower? Bo się zastanawiam, czy zmywać ten cudowny khol Guerlaina? To jest w końcu limitowana edycja!
(Żaden dzień nie może być stratą makijażu!)

Wpada Andzia. Piotrek wraca z domu.

-Gdzieeeeś ty był?!?! Gdzieś się podziewał?!
-Aaaaa. Nie pytajcie. Jutro jadę służbowo na Słowację.

Cudowny współlokator. Wpada, wypada, przykręca, wierci, przywozi ciasto. Korzystnie.

-Idę (tutaj następuje mrugnięcie!).
-Gdzie?
(Kolejne mrugnięcie.)
-Aaaaaaa. Do Galerii. Muszę (mrugnięcie) zanieść... yyyy.... klucze.

No to rower?

Bzium, bzium, bzium. Kierunek: Wisłostrada. Iza, pamiętaj, nalezy pomachać Panu Smokowi. Przejedziemy tamtędy jeszcze ilka razy, to może przestanie na nas zionąć ogniem piekielnym.





Dobra, czasu wybrak, najważniejsze:

MMŻ JEST GEJEM.
Taka to informacja do mnie wczoraj dotarła. Z tej okazji radośnie się spiłam z moją najlepszą przyjaciółką (pięeeetnaście lat minęło, jak jeden dzień!!!), krzycząc na całe Kolory:

MÓÓÓÓJ CHŁOOOOOPAK JEST GEEEEEJEM!

Korzystnie, podobała mi się mina tych Auustralijczyków- i Księga Skarg i Zażaleń. Nigdy więcej pijaństwa na rowerze. W zeskakiwaniu z roweru zdecydowanie jestem Mistrzunio.


c.d.n.

***BIZONY ROZDANE!!!

Bizony w tym tyg. wędrują do:

-tej z nas, która dzisiaj rano wymyslila, ze po przejechaniu o 7-mej rano na rowerze 15 km przejdzie mi kac, nie przechodzi, a do tego dostaje się koszmarnych skurczy miesni, rowniez ryzyko zjazdu do koryta wisly wzrasta 100 krotnie,

-dla mnie za haslo wczoraj w kolorach o 23-ciej "bez roznicy czy pojade na rowerze po 2 czy po 4 piwach", roznica jest!

-dla mnie za wpis w ksiedze zazalen w kolorach o tresci "moja dziewczyna dowiedziala sie tutaj, ze jej chlopak jest gejem, miejsce wyklete!"

-dla anety za pokazanie tego kazdemu przy barze i zrobienie siebie w ten sposob nieswiadomie lesbiji,

-dla barmana za slowa otuchy w postaci "ale nie martw sie, ja z nim nie spalem",

-dla nas za opanowanie do perfekcji schodzenie z roweru w stanie wskazujacym gdy tylko na horyzoncie pojawia sie Pan Pał,

-dla mamity Ksantosa i Akropolisa za duzy dystans do zycia i ułańską fantazje,

2007/04/09

;;

kala (14:32)
a jak iza z jamiem?
Ja (14:32)
milosc kwitnie
Ja (14:32)
moze dlatego ze ma weekendowego chlopaka ;]
kala (14:32)
ahaa no spoko
Ja (14:32)
aktualnie szuka kogos na srody
kala (14:33)
mysle ze ci mezczyzni kiedys sie na was zemszczą
kala (14:33)
podpala pomorską
Ja (14:33)
hehe
Ja (14:33)
nie nie
kala (14:33)
sie zgadają i sie okaze ze wiekszosc zna to miejsce
Ja (14:33)
tylko nie pomorska

::take the power back

afu#2 (13:58)

Ja (13:59)
pijak
Ja (13:59)

afu#2 (14:04)
jaki pijak
afu#2 (14:04)
ty wczoraj mowilas ze idziesz sie najebac i wrocisz czy cos w tym stylu
afu#2 (14:05)
ja tam bylem grzeczny 4 piwka wypilem
Ja (14:05)
hehehehehheheheh
Ja (14:05)
no i sie najebalam
Ja (14:05)
proste
afu#2 (14:06)

Ja (14:06)

afu#2 (14:06)
proste jak drut
afu#2 (14:07)
o ktorej do krk zwijasz?
Ja (14:07)
no zbieram sie wlasnie
Ja (14:07)
jeszcze posta napisze
Ja (14:07)
i zawijam
afu#2 (14:08)
heheh
afu#2 (14:08)
napomnisz cs o skutych w kajdany wojtku i januszu
afu#2 (14:08)
?
Ja (14:09)
a moge?
afu#2 (14:10)
hmmm
afu#2 (14:10)
za 10 zl + vat
Ja (14:10)
spoko
Ja (14:10)
nr konta prosze
afu#2 (14:11)
ii tka zrobisz co zachcesz ale dopisz cos w stylu pokaralo cie to za moja pralke

2007/04/08

::lebanese blonde







Planty, kwiatki, ptaszki i motylki.
Całe zeszłe lato- ze słuchawkami w uszach.

::ready to go

What a girl wants.
Świetny film. Ciepły, do popłakania. Izzon, my też mamy tatusiów lordów, jestem o tym święcie przekonana. Myślisz, że już czas, żeby się ujawnili?!

Ciepły i naiwny. Nie da się po siedemnastu latach zacząć dokładnie od momentu, w którym się skończyło. Ja o tym wiem doskonale. Po dwóch dniach jest już inaczej. Wszystko się zmienia.

Kto by pomyślał, że tak bardzo spodoba mi się instrumentalna wersja Sing for The Moment Eminema?

-Dawniej muzyka była dla mnie bardzo ważna.

I mogę się dziś przyznać, jestem cholernie szczęśliwa. Cały czas uśmiecham się do siebie pod wąsem. Kiedy obok jest Izon- popłakuję ze śmiechu.

-Andzia, chodź na słodkości!- rodzina wzywa.

Układa się cudownie. Zabieram na Pomorską toster i żyrandol.

Mamita: -To kiedy mi przedstawisz tego interesującego młodego człowieka?
-Mami, kiedy ten interesujący człowiek już nie jest młody.



Nie jest młody, jest interesujący.

-To jak jest u ciebie z tą muzyką? Przestała być ważna?
-Przestała być kryterium.
-Ja słucham bluesa.
-Widzisz, o tym właśnie mówię. Przestała być kryterium.

Motylki. Robaczki. Wisienki.
Perfect.

::1001 nights

No, to ciąg dalszy.

Co robi przeciętna 23-latka, kiedy MMŻ wystawia się przy barze?
Podchodzi do niego, oczywiście.

To był przeuroczy wieczór.

Był przeuroczy, dopóki nie zaczęłam wygadywać głupot. Jak to mam w zwyczaju. Co za wstyd. Co za kretynka. Bałwan.

-Meżczyzna Twojego Życia w tym szaliku wygląda całkiem jak filmowiec, prawda?- kolega o bardzo dziwnym imieniu próbuje zachwalać MMŻ.
-Yyyy.. Powiedzmy. Nie, w ogóle nie wygląda na filmowca. Oczywiście, że nie wygląda. I co z tego?
-Ale wiesz, że jest fotografem?
-Taaa... Chodzą słuchy.

Jestem mistrzem w spławianiu MMŻ. Wariatka!
Izzi podchodzi do baru. Ja wstaję. Uśmiecham się słodko i mówię do mojej kochanej przyjaciółeczki, którą znam już od piętnastu lat (czy ja się aby nie powtarzam?!):
-Izon, jesteś mistrzem w spławianiu mężczyzn. Jesteś niesamowita.
MMŻ patrzy na mnie podejrzanym wzrokiem. Xawier i Peloponez (koledzy)- również.
-Izzi, jak ci się udało spławić tych dwóch natrętów w piętnaście minut?!
Izon pęka z dumy. MMŻ i koledzy są wyraźnie zaciekawieni.
-Nic wielkiego. Najpierw opowiedziałam o mojej rodzinie. Później spytałam, gdzie oni mają Mamusię. Okazało się, że są ze wschodu.
-Z Biłgoraja?!- wykrzyknęłam. MMŻ jest wyraźnie skołowany.
-Ja zareagowałam tak samo. Spytałam, czy z Biłgoraja, bo my mamy tam kilku znajomych.
-I dalej?
-Dalej poszło z górki. Zaczęłam mówić po śląsku. Oni tylko zapytali, czy my jedziemy do Mamit prosto stąd, znacząco spoglądając na twoją torbę. Powiedziałam, że chyba są nienormalni. Wypili piwo, podziękowali, wyszli. Oto jestem.
-Znowu byłaś niemiła?-
krztuszę się od śmiechu.

Powiedzmy. Powiedzmy, że Izz była niemiła. To nie zmienia faktu, że ja po prostu wstałam, podziękowałam MMŻ za towarzystwo i usiadłam na naszej kanapie. Czym podyktowane było moje zachowanie?

2007/04/07

::hush hush baby
























Miłość nie jest łatwa, ale droga do niej jest przekonywująca- Gdzie znajdziesz to hasło?
W łazience Las Vegas, znajduje się pomiędzy nagą kobietą a napisem Let`s do it!
W Kolorach, na dole ściany z obrazem Il bagno.
Pauza, niedaleko wierszyka o dj`ach gejach.
W toalecie Las Vegas, właśnie ten cytat zastąpił plakaty wiszące na ścianach.





::so special

-Zamówiłem taxi, pojedziemy jedną?

-Ile na Pomorską?

W zależności od dnia, godziny, poziomu alkoholu we krwi- słyszymy bardzo różne kwoty.
-Siedem zet.
-To będzie jakieś dziesięć zet.
-Pomiędzy jedenaście i czternaście zet.

-Osiemnaście.
-Ile?!?!
-Osiemnaście.
-Zwariował żeś?! Panie!
-Nie idźcie, dziewczyny!


Izzi, do taxiarza: -A paragonik? Gdzie jest dla mnie paragonik?!
-Izonku, chodź, nie kłóć się z panem.
-Kiedy ja chcę mój paragonik!

Codziennie uczę się od ciebie czegoś nowego.

Izon pracuje nad książką, powiem wam w tajemnicy.
Książką poradnikową:

Jak spławić mało bizoniastego adoratora.

Tak, tak, rozwijamy swoją karierę naukową. Ale po kolei.

Wczoraj. Skrajne wyczerpanie. Ja nauczyłam się jednego- o 21 w pracy zmywam makijaż i robię sobie porządną tapetę. Szpachelka, podkład, gładzimy, wygładzamy. Bizonujemy.
Cienie z nowego makijażu Chanel, brązowy tusz do rzęs i błyszczyk- One long sip. Świeżo, delikatnie, stonowanie.

Wychodzę z pracy. Pauza, biegiem, biegusiem.
Izon już na mnie czeka. Jest! JEST! Nasze ulubione miejsce.

Moja kolej na piwo. Leci Cinematic Orchestra. Jest cudownie. Cudownie.

-Na drugie też była moja kolej, nie?

-Iza! Nie odwracaj się. Jezu. Siedź, zasłońże mnie!
Oczywiście Iza się odwraca.

-Aneta! Hi! How are you?
-Hello, Andrew. (Czy on aby na pewno miał na imię Andrew?)

Mój eks. Spotkałam swojego eks. Co za koszmar!
Koszmar?
Koszmar dopiero się zaczyna. Andrew bizonuje sobie nasz stoliczek. Usadawia się na pufie. Zaczyna mówić.

-Byłem we Francji dwa miesiące. Właśnie wróciłem. Mam homesick. Co u ciebie? Masz nowego chłopaka?
Dawno nikt nie zasypał mnie takim potokiem słów i informacji. Oczywiście robię się złośliwa. Mówię po polsku.
-Mój polski niedobry.
-Yhym, fatalny. Pamiętasz, jak to się nazywa?- obracam w ręku popielniczkę.
-Pocielniczka. Pcielniczczka. Cielniczka.
Nie mogę oddychać. Umieram ze śmiechu.

-Jeny! Izzzz! Błagam, błagam, błagam, tym razem się nie odwracaj!
Oczywiście Izon się odwraca.
MMŻ. Jest! Jest, jest, jest!

Rozgląda się. Uśmiecha. Mam bardzo głupią minę.
-Idzie! Izz, on tu podchodzi!

Wstaję bardzo powoli.

-Cześć.
-Cześć- i znów uśmiech. Lekkie zakłopotanie.
-Jak się masz?
-Dobrze- i kręci mi się w głowie. Dostałam buziaka! Dostałam buziaka!!

MMŻ zerka na Andrew rozpostartego na pufie. Zerka na mnie. Zaraz, zaraz! On mnie trzyma za ramię! Zdecydowanie- ostatnie dwa tygodnie wystawiania się nie były stratą makijażu!

I znów mówię jakieś zpełnie zbędne rzeczy. Głupoty. Cicho, wariatko, cicho! Leci Evolution, uwielbiam tę piosenkę, jest cudownie, jest perfekcyjnie!

-No, nie chciałbym przeszkadzać. Idziemy na banieczkę.

Ha! Czyli on też uwielbia określenie: na banieczkę. Banieczka. Skowronki, motylki.

I poszedł.
Andrew się pyta: -Czy to jest twój chłopak?
O, jak bardzo chciałabym odpowiedzieć: -Oui.

Idę do łazienki. Iza, spław Andrew. Potrafisz.

MMŻ siedzi w drugiej sali. Z dwoma kolegami i dwoma lachonami. Nie mogę płakać, muszę pilnować makijażu.

Kiedy wracam do stolika, Andrew właśnie dopija piwo. Stara się wymusić na mnie zaproszenie na Święta do domu. Do mojego domu. NIedoczekanie. Nie ma takiej możliwości.
Wytłumacz mi to, Iz, dlaczego on tak bardzo chce poznać moją rodzinę?

Andrew wychodzi. Uff. Spławiony. Jeden: zero dla nas.

MMŻ już pewnie poszedł. Szkoda. Rozglądamy się po sali.

-O nie. Nie, nie, nie. Tylko nie koszulka w paski.

Po chwili już siedzą z nami. O nie.
Chyba Iz jest w stanie powiedzieć o tej rozmowie cokolwiek więcej? Ja się prawie popłakałam. O nie.

NAGLE: JEST! MMŻ wchodzi do naszej sali z drinkiem, powoli się rozgląda, siada przy barze. Za nim dwóch kolegów. Uaaaa!




c.d.n.
Idę opowiadać przyjaciołom o MMŻ.

::baby doll

La la la.
La.
La la la la la la la!

Motylki w brzuchu.
Ogłaszam wszem i wobec, że żem się zakochał.

Żem się zakochał pierwszą prawdziwą miłością.




xxx

W TYM MIEJSCU POJAWI SIĘ POST, KTÓREGO ZAPOMNIAŁAM WBIZONOWAĆ W KRAKOWIE.
COŚ, NA CO CZEKAJĄ MOI SYMPATYCY.
KILKA SŁÓW O MMŻ.

::pauza

Nigdy wcześniej,
nigdy, powtarzam,
zarzekam się, że nigdy, nigdy, nigdy
nie spędziłam w jednym miejscu tyle czasu,
nie wydałam tylu pieniędzy, żeby nie powiedzieć: nie przepiłam,
nie czułam się nigdzie tak, jak w domu,
nie słyszałam tylu moich ulubionych płyt i piosenek,
nie przychodziłam nigdzie z walizką, prosto z dworca,
nie poznałam tylu wspanałych mężczyzn i żadnej kobiety.

Pauza.
Miejsce magiczne. Miejsce, w którym mogę być pewna tylko jednego: złośliwy barman zawsze zapyta mnie o dowód. Złośliwy barman w środku cudownej randki podejdzie do stolika i nachyli ucho nad popielniczką.
Miejsce, które podarowało nam najlepsze motto tygodnia, jakie w ogóle miałyśmy:
Kto pyta, ten usłyszy kłamstwo.
Miejsce, w którym kolejka do toalety jest czystą przyjemnością, jest okazją do szlifowania języków obcych.
Miejsce, od którego wszystko się zaczyna i wszystko się kończy.



„Pauza” nie jest typowym klubem, w którym regularnie odbywają się wydarzenia muzyczne, a określenie której lepiej pasuje do tego miejsca, to klubokawiarnia. Służy ono bardziej spotkaniom towarzyskim przy wspólnym stoliku kawiarnianym, a niekiedy wziąć udział w spontanicznym wydarzeniu muzycznym. Pauza jest miejscem, w którym „się bywa”. Upodobali sobie ten klub młodzi artyści otwarci na nowe brzmienia muzyczne. Niejednokrotnie odbywają się tu wernisaże i wystawy prac zaprzyjaźnionych twórców. Różni się ona od innych krakowskich miejsc, służących spotkaniom towarzyskim, przede wszystkim tym, że mieści się na piętrze zabytkowej kamienicy w samym centrum starego miasta, a nie w tradycyjnej krakowskiej piwnicy. Jest to niewątpliwy atut tego miejsca, który znacząco wpłynął na jego dużą popularność. Można mówić wręcz, o zapoczątkowaniu pewnej tendencji na przenoszenie wydarzeń około artystycznych na wyższy poziom, bo na piętra krakowskich mieszkań śródmieścia. Przestronne wnętrza kuszą raczej detalami, aniżeli nadmiarem dekoracji. W wystroju postawiono na funkcjonalność, a więc wygodne kanapy i dobrze podświetlone ściany, tak, by wystawiane właśnie prace, były dobrze wyeksponowane. W sali barowej można podziwiać kolaż czarno białych zdjęć, na których upamiętnione zostały popiersia przyjaciół związanych z tym miejscem. Wśród nich, ciekawie wygląda klasyczny kominek, który ociepla atmosferę szarych i pozornie ponurych ścian. Wielu ceni sobie „Pauzę”, uważając ją za idealne miejsce na „biforek”, czyli wstąpienie i wypicie piwa przed pójściem na imprezę. A do tego, zazwyczaj cieszy oczy ciekawymi zdjęciami na ścianach, właśnie odbywającej się wystawy.



There's no logical reason that I can think of why putting a bar upstairs on the first floor should make it cool. And yet make it cool it most certainly does, as this natty little number proves. Of course there's the funky art work, superb lay-out and streetwise crowd, but they would just look out of place on the obvious and frankly boring plane of street level. Added cool factor aside, it makes a nice change to be relaxing with a beer upstairs in a town that seems to determined to do most of its drinking underground. The prodigous amount of time spent queuing for the shared-sex toilets can be either a pro or a con...depending who you meet in the line.

::les couleurs

Jaka ja jestem dobra i miła.

Jaka uczynna.

Postanowiłam przybliżyć naszym czytelnikom miejsca, w których bywamy częsciej niż na Pomorskiej. Poszperałam w internecie (no, dobra, szperałam w zupełnie innym celu!), i oto są: krótkie, acz prawdziwe charakterystyki miejsc, które powoli stają się naszym drugim adresem.

Jestem też sprytna.
Zapisałam sobie numer do Kolorów. Widzisz, Iz, będę teraz mogła najzwyczajniej pod Słońcem zadzwonić do Pawła (najnajnaj z barmanów!) i spytać, czy gdzieś w okolicy widziano MMŻ. Koniec z bezsensownym bizonowaniem na Kazimierz, z wystawianiem się i kompletną stratą makijażu!

Taka jestem sprytna, że kompletnie nie mam pojęcia, dlaczego jeszcze nie mam numeru telefonu do MMŻ. O tym w następnym bizonku postowym.

Otóż:

Otwarte codziennie od godz. 11.00 - 24.00, w lecie czynny jest mały, ale za to przytulny ogródek, znajdujący się na dziedzińcu kamienicy nr 10.

Les couleurs zostało otwarte w październiku 2000 roku, przez Barbarę i Pawła Kosów. Po powrocie z Francji, zapragnęli stworzyć w Krakowie miejsce, które przypominałoby im paryskie i francuskie kawiarenki. I jak zapewniają ci, którzy Francję odwiedzili, całkowicie to im się udało.

Wszystkie elementy stanowiące wyposażenie i wystrój wnętrza zostały sprowadzone z Francji. Na ścianach wiszą francuskie plakaty, zdjęcia ze scenkami z paryskich ulic, fotografie francuskich muzyków, etc. Wyjątkiem jest chyba jedynie dzieło Fernando Botero pt. Il Bagno (JEST CUDOWNE!!! JEST ABSOLUTNIE BIZONIASTE!!- ann), które wisi w toalecie.

Można poczytać francuskie książki i magazyny oraz codzienną prasę francuską, prenumerowaną specjalnie dla bywalców.

Jest to jedno z niewielu miejsc gdzie, w trakcie długiego wieczora, można posilić się solidną porcją quiche czyli tarty. W Les couleurs serwują, quiche słodkie, z sezonowymi owocami (5 zł) oraz słone (8 zł). Najpopularniejsza jest quiche Lorraine - z boczkiem. Do każdej porcji dodawane są sałatki (MNIAM! MNIAAAM!), z niezwykle smacznym sosem vinegrette.

Oprócz standartowych napojów (piwa w cenie 4,50-5,50 zł (YHYM :))), mieszanek bez- i alkoholowych), podaje się również alkohole typowo francuskie. Jednym z nich jest Ricard (RYSZARD?!?) czyli anyżowa wódka mieszana z wodą oraz Kir czyli wino wytrawne z likierem porzeczkowym, tzw. Cassis. Polecane jest również wino francuskie z beczki (4 zł).

W Les couleurs organizowane są imprezy, celebrujące francuskie święta w typowo francuskim stylu i zwyczaju. Jednym z nich jest Święto Trzech Króli, kiedy serwuje się tradycyjne Galette de Roi czyli ciasto z masą migdałową. Hucznie obchodzone są: Święto Muzyki, przypadające na pierwszy dzień lata oraz 14 lipca - Dzień wyzwolenia Bastylii. Muzycznie towarzyszą nam zawsze artyści francuscy - np. J. Brel, S. Gainsbourg, P. Kaas i wielu innych.


Ja dodam, że organizowane są również imprezy z tańcami na barze, z transwestytami, z psami i innymi takimi. Nikt się nie denerwuje, że Ryszard pachnie dziwnie. Lampki na stolikach- co ważne- mają przycisk I/O, co pozwala na zgaszenie światła i tym samym ukrycie śladów zmęczenia. Co jeszcze?
My mamy tam ulubiony stoliczek, przy barze. Pocieszające jest to, że niektórzy wpadają tam jeszcze częściej (na szczęście- my nie mieszkamy na Kazimierzu!). Jest miło, sympatycznie, rodzinnie.

I dla naszych zagranicznych chłopaków:

Teresa Samborska

Chill Out the French Way

A typical café in Kazimierz has a dark interior with old tables, lace tablecloths, cats warming on a stove, flickering candles and sepia portraits hanging on its walls. â��Les Couleursâ�� is nothing like that. It has a bright and colourful, almost assorted interior. The floor is a mosaic of coloured tiles, the yellow and red walls are decorated with hundreds of posters advertising events in Paris, the French character of the place is further suggested by small round tables backed up by the kind of mood music you expect. It is claimed that the interior of â��Les Couleursâ�� reflects the climate of the Paris café where Amelie Poulain from the Jean-Pierre Jeunet film worked. The similarity is accidental but it is by no accident that â��Les Couleursâ�� is a café very much in the Parisian style. Its proprietors lived in France for several years and on their return wanted to create a place where people could come for a morning coffee, sandwich or pastry, a place with a relaxed atmosphere where everyone feels good.

OLD AND YOUNG

Les Couleurs is open at 7 am when most cafes in Kazimierz are still sleeping. You can have a coffee with a croissant before work or a more solid breakfast. Le Couleurs menu is modest but tasty with various kinds of breakfast, pastries, sandwiches, salads and also mouth-watering fruit tarts baked by the proprietor herself. You have to pick up your order at the bar, which, by intention, is the hub of the café`s social life. Most customers are regulars because after your first visit you will invariably return. Here you will meet artists, media and advertising professionals and elderly ladies living nearby. A pigeon fair used to be held every Tuesday and Friday on the Nowy Sq. where the café is situated, but the danger of avian flu has closed the fair, though pigeon traders still meet here regularly and drop into Les Couleurs to chat over a cup of tea. Though Les Couleurs is by definition a café, it becomes more of a bar in the evening, the last guests leaving it as late as 2 o`clock in the morning.



Evivva la France!... czyli Paryż na krakowskim Kazimierzu. Już po szyldzie knajpki można się domyślić, że miejsce to stanowi prawdziwą gratkę dla wszystkich, którzy lubią to co francuskie. A czar paryskiej knajpki bez wątpienia można poczuć w Kolorach za sprawą dzwięków muzyki artystów znad Sekwany. Do dyspozycji mamy tu sterty magazynów z modą, książek oraz prasę codzienną sprowadzaną specjalnie dla gości. Miło jest posiedzieć na kanapach i popijając latté z wysokiej szklanki pogapić się na ściany wyklejane francuskimi plakatami z dawnych lat. Do obowiązkowych czynności należy również odwiedzenie toalety, gdzie powalą Cię drogi Gościu z obrazu krągłości, a należą one do sympatycznej pani namalowanej przez Fernando Botero - który co prawda Francuzem nie jest, ale malować umie ;-)





Izon, w Etc. (na Placu Nowym, to ten klub od Vincenta!) dziś jest PANKRACY PARTY.
Panfury? Olgierdzik?

2007/04/06

***CZEGO ROBIĆ NIE NALEŻY

- obserwowac mezczyzny swoich marzen przez 2 tyg. czajac sie podstepnie po wszystkich knajpach krakowskich i nie ujawniajac tozsamosci obserwowac zza filara, po czym upic sie ze mna radosnie, podejsc dziarsko i chcac zaimponowac opowiedziec mu poprzednie 2 tyg. polowania ze szczegolami,

-mezczyznie na ktorego czekalo sie od poprzedniej soboty plujac sobie w brode, ze sie nie dalo nr telefonu i nie umowilo sie na randes voux i w koncu pyta kiedy sie zobaczymy nie odpowiadac grzebiac przy palcach u stop -eeee, no my sie nie zobaczymy? kiedys tam sie zobaczymy.... ( nie wiem co mna kierowalo, naprawde nie wiem...)

-prosic Anett o wplacenie we wplatomacie 300 zl, bo napewno nie trafi pieniedzmi w odpowiedni otwor i piekielna maszyna ugryzie wam 100 zl w polowie i nie bedzie chciala puscic,

-wbijac sobie do glowy przed zasnieciem o 2-giej, ze trzeba wczesnie wstac, bo mozesz potem od 5-tej budzic sie co 10 minut, zrywac z lozka z przerazeniem, lapac za zegarek i stwierdzac, ze jeszcze nie czas,

-wypic litrowego ice coola wracajac do domu po pracy, bo mozna przyjsc i w amoku polamac rekami cala boazerie z przedpokoju w ciagu godziny, powiazac sznurami (?) i poupychac do workow na smieci, bo
a) moze sie okazac, ze nie ma tego gdzie wyniesc, bo smieciarka zapomniala przyjechac,
b) rano odkrywa się, ze dlonie wygladaja jak po wsadzeniu ich do miski ze szklem, (boazeria miala ostre brzegi, uklony dla rumcjasa),

-przed wyjazdem do Mamity zaliczyc kilka calonocnych imprez,
bo w naszym przypadku okazuje sie, ze posiadamy nie-wiadomo-skad ogromne, fioletowo-teczowe siniaki na calusienkim ciele,
Anett ma rozbita glowe, prawa noge od kolana w dol niesprawna i rece w kropeczki siniaczkowe, a ja rozbita glowe (bez odstajacego guza, czego Anett nie uniknela, a poza tym bylam trzezwa), lokiec koloru pawiego ogona, stluczona kosc ogonowa, pogryzione ramie (Piotrus...musimy porozmawiac o tym czego robic nie nalezy) i standardowo posiniaczone nogi,
a wytlumaczenie Anett "bylysmy na sciance" moze nie przejsc, a juz napewno nie, jesli wypowiemy je patrzac prosto w oczy Mamicie....przepitymi oczami,

-o 4-tej nad ranem na imprezie u obcych ludzi majac na 8-ma do pracy nie calowac sie na balkonie z obcym mezczyzna popijajac piwo i krzyczac, ze wszystko under kontroll, bo mozna sie obudzic o 9:15....

-pod zadnym pozorem bez przypalania weglami nie przyznawac sie, ze Twoj Ojciec jest bioenergoterapeuta prowadzacym grupe AA, jego zona nie golaca sie pod pachami wrozka, oficjalnie posiada on 6 dzieci i w wolnych chwilach kula kule energetyczna i oklada sie pokrzywami, a juz napewno nie opowiadac tego z radoscia, bo mozesz uslyszec cichutkie ....Kaszpirowska?...

Anett? masz cos do dodania?

***COFEE-CHOCOLATE-MEN.Some things are better rich.

Motto tygodnia:


Kto pyta ten usłyszy kłamstwo.


-To jest Twój chłopak na tym zdjęciu na scianie?? bo ostatnio zapomniałem zapytać...

2007/04/03

***WELCOME

Halo??

Kto siedzi ze mna na naszym blogu??

Kto normalny nie ma nic lepszego do roboty o tej godzinie?

No przyznajcie sie, bo strasznie mnie to ciekawi.

***PAY DAY

Jestem mistrzem,
mistrzem ukrywania wczorajszej imprezy,

Wchodzę do pracy czołgając sie po scianie, zeby nikt nie zauwazyl, ze moje oczy sa nienaturalnie spuchniete:

Iwona:
-ooooo, zabalowalo sie,

Maria:
-dla swojego dobra nie pokazuj sie szefowi,

Dyrektor:
-ooo Pani Iza, widac, ze sie Pani umie bawic,

cholera Aneta, jak przyszlam naprawde pijana to nikt sie nie kapnal, czy to oznacza, ze za malo wczoraj popilysmy??

tydzien uwazam za otwarty.....

byle do piatku, moze byc ciezko i pamietaj, zeby napisac w nastepnym poscie, ze jak bedziesz szukala meza to tylko z Bilgoraju, bo wczoraj po pijaku krzyczalas, ze mam Ci przypomniec,

2007/04/02

***BARBIE ZONE

No to opowiem do konca jak tak ladnie prosisz....

9:15 otwieram oko....pamietam, ze bylam z Anetą na jednym piwie, nic więcej.

Osz....jest czwartek, dzień pracujący.

-Halo?? Herr Direktor?? jakis wirus, przepraszam nie dam rady przyjsc do pracy.
No i gites mam dzis wolne, ale zaraz, zaraz, to nie moj dom.... OSZSZSZ......jest spoko, spie sama, jest Anett...

-Anett odwrot, ewakuacja, szukaj okna, uciekamy.

Mam juz w garsci torebke, sweter.....cholera, gdzie moj sweter....

-moze Piotrus go wzial-Jakis meski glos odpowiada mi, chociaz nie takiej odpowiedz sie spodziewalam....

-aha -mowie tylko i spadamy

w drodze powrotnej

-Aneta kto to jest Piotrus?
-Twoj nowy chlopak, mial wczoraj urodziny

nie ma jak przyjaciolka

2 dni pozniej w Pauzie.

Anett:

-powiem Ci cos smiesznego, za Toba stoi Twoj chlopak.....
-czesc dziewczyny, wlasnie oblewam swoje urodziny


deja vu?


Na szczescie Piotrus nie jest moim chlopakiem, chociaz jest bardzo sympatycznym czlowiekiem.
Piotrus po prostu mieszka u nas w weekendy.


Nie jest?? Anett??

::camper

Dwa dni później pobiłam wszystkie rekordy. Spędziłam w pracy 21 h. To jest dopiero osiągnięcie, prawda?

-Iza, dzwoni twój telefon.
-Daj, odbiorę. Oooo, do ciebie?
-Do mnie??

-Hi, Aneta.
-Marco?
-Yes. Any plans for tonight?
-Actually yes. Tonight I am working.
-Are you a table dancer?

Do tej pory nie mogę wybaczyć sobie tego, że nie było nas w Pauzie wtedy, kiedy wysiadło electricity.

Dzień później w pracy odbyła się akcja:ewakuacja.
O tym powinnam napisać do Faktu, poważnie.

Bo Pan Ochroniarz przyszedł do nas z pismem do podpisania.

Szanowni Państwo, dostaliśmy informację o podłożeniu bomby. Prosimy zachować spokój i sprawdzić wszystkie podejrzane pudełka. Policja i brygada antyterrorystyczna są już w drodze.

No to się ewakuowaliśmy. Pozbieraliśmy co ważniejsze rzeczy, dziewczyny poprawiły makijaż i wyszliśmy, nawet nie gasząc światła. Posiedzieliśmy godzinkę na skwerku pod Galerią. W międzyczasie okazało się, że ewakuowaliśmy się tylko my i Mc Donald`s. Było wesoło.

I- z najciekawszych rzeczy.

Niedziela. Rano. Telefon.

-Eeeeee, to Marco. Nie odbieram.

Dziesięć minut później.

-Co to za numer? Halo?!
-Halo? Aneta? Tu Monika, dziewczyna Marco. Słuchaj, jest atka sprawa, byłabym ci bardzo wdzięczna, gdybyś się z nim nie kontaktowała. Ja sobie to już z nim wyjaśniłam, teraz to zależy od ciebie.
(Ode mnie?! Czy to ja do niego wydzwaniam??!?!)
-Yyyyy... Jasne. W porządku.
(To ten gnojek ma dziewczynę?)
-W takim razie dzięki.
-Yyyyy.... Wiesz, nie ma za co. Miłego dnia. Pa.
(Miłego dnia?!)


I na cholerę ktoś taki pokazuje mi przez kilka ładnych godzin filmiki ze Sztokholmu, z Hamburga? Pokazuje mi swoją Mamitę, psa?
Zaprasza na wycieczki camperem?
No, ludzie, istne wariactwo.

***WIGNIETTE

wczoraj zrozumialam wazna rzecz


to mieszkanie jest naprawde szczesliwe


nie ma drugiego mieszkania, w ktorym:

- obcy sobie ludzie jedza razem sniadanie zmontowane przez Anete o godz 14 z nie wiadomo czego,

- 2 Piotrusie opowiadaja przy tym kawaly, jeden glupszy od drugiego i niesmieszny, ale my z Aneta umieramy ze smiechu,

- ktos kogo sie widzi 2-gi raz na oczy idzie rano umyc glowe nie pytajac nikogo o zgode i korzysta z radoscia z dobrodziejstwa inwentarza,

- sasiedzi udaja, ze ich nie ma jak trzeba pomoc wniesc pralke (nie wierze, ze w calej kamiennicy nie ma NIKOGO w niedziele w porze obiadu),

- Aneta odbiera rano telefon od dziewczyny swojego chlopaka,

-kogokolwiek smieszy odlaczenie pradu przez Panow z ENIONU (pozdrawiam i jeszcze raz dziekuje)

Mam wrazenie, ze ludzie przesiaduja u nas ciagle, nie ma dnia, nocy, polnocy, poludnia i poranka bez gosci, a to chyba oznacza, ze wszyscy nas kochaja :)


certo??

::bar bizon

Yyyyyyy...

Tego nie da się opisać w żaden ze znanych mi sposobów.
Wszystko zaczeło się niewinnie, trochę ponad tydzień temu. Oczywiscie- wyjściem na jedno piwo. Na jedno, do Pauzy.

(Swoją drogą, zajrzyjcie na www.pauza.pl, zakładka galeria.)

-Iza. Ja dzis nie wracam do domu.
-Ja też nie. Płaszcze na wieszak?
-Koniecznie.

Kiepskie miejsce w kącie tak naprawdę jest kiepskei tylko z nazwy. Iza właśnie tam poderwała japońca.

-Ej, japońca jeszcze nie było, nie?
-Nie, japońca nie. Ani Niemca. Ani indianina.
-Nie odezwę się do ciebie do końca życia, jak tylko znajdziesz sobie Indianina.

Japoniec odpadł w przedbiegach. Podobno koszmarnie smierdział. Wyjątkowo jestem w stanie w to uwierzyć, zważywszy na ilość kosmetyków do stylizacji włosów, jakiej najwidoczniej używał.

I- nagle- są!
Trzech- czyli jest z czego wybierać. Trzech przystojnych. W odpowiednim wieku. Radośnie spitych. To zbyt piękne, żeby mogło być prawdziwe.

Pół piwa. Olgierdzik macha radośnie.
Po chwili siedzimy przy zaimprowizowanym stoliku.

-To jak masz na imię?
-Nie powiem ci, będziesz się śmiała.
-ERNEST?!?!
-Dlaczego Ernest?
-Hm. Już to kiedyś przerabiałam.
-Aham. Nie, nie jestem Ernest. Gorzej.
-Gorzej?!
-Yhy. Rodzice dali mi to imię dla żartu. Olgierd, miło mi.
-Jeny! Ładne mi tam żarty!

Dobra, pakujemy się do taksówki. Raz, raz! I udawać, że jest nas mniej, niż pięcioro!

Niestety, nie udało się zmylić taksówkarza. Pojechalismy dwoma. Ja, Adam, Piotruś. Iza i Olgierdzik.

Było fajnie. Faaaajnie.

-Gdzie jest mój projekt? Mój projekt?! Zgubiłem projekt???
-Śpij, Olgi. Projekt też śpi.
-Zaopiekowałaś się projektem?
-Tak.
-A gdzie są klucze z pracowni? Jenyyyy! Wstajemy! Zgubiłem klucze z pracowni!
-Ejjjj, śpij, OLGIEEEERD! Mam też klucze z pracowni. Mam twój cholerny komputer. Śpiiiiiiij!

I rano:
-Wstawaj! Iza! WSTAWAJJJJJ! Dzwoni pani Maria!!!
-Spierdalaj.
-Aha.

-Ona tak do ciebie mówi?
-Mhm, pieszczotliwie.

-Izaaaaa, pani Maria dzwoni na twój prywatny! Jest po dziewiątej! Wstawaj!!!!!
-Spieeerdalaj. Daj mi w koncu spokój! Śppppię.

-O, cześć Olgierdzik.
-Moja głoooowa. Widziałaś gdzieś mój projekt?!
-Wiesz, w ciągu kilku ostatnich widziałam go conajmniej kilkanaście razy. Potrafiłabym go chyba narysować z pamięci.
-Dobrze. Chcesz herbaty?


Nigdy więcej architektów.
Iza, resztę powinnaś napisać ty. Umowa stoi?






::baignade non autorisee

POST NR 1
czyli Pozwólcie mi się najpierw rozkręcić.


Z dziejów mojej skrzynki e-mailowej.

Od:
tata@poczta.onet.pl
Data:
2007-04-02 09:38
Do:
ja@gazeta.pl
Temat:
=?ISO-8859-2?Q?niekt=F3re zdi=EAcia?=

szczyrk 2007
W palmową niedzielę byłem na rybach ...na bałtyku
wypływaliśmy z łeby , złowiłem 12 sztuk dorsza
zdięcia później




Z dumą mogę powiedzieć, że dar wysyłania dziwnych e-maili i smsów mam po tatusiu.

Kim jest Olgierdzik?
Pozwólcie, że wyjasnie nieco później. Na razie musi wam wystarczyć informacja, że Olgierdzik jest artystą.

sms od Olgierdzika: Aneta, umieram a do tego muszę zaniesć projekt na uczelnię.

sms do Olgierdzika:

*idę do ciebie (ja i Izz rozwalone w łóżku, na ciężkim kacu, w piżamach)
*otwórz mi bo kwitne pod drzwiami (dziesięć minut później, nadal w łóżku)
*ej no Olgierdzik nie rób jaj
*halo Onfury, czy to twój numer?


M-i-s-t-r-z-o-s-t-w-o.


-No, wiesz... Strasznie mi brakuje Olgierdzika, Piotruś, mógłbyś coś z tym zrobić? Bo wysłałam mu niedawno smsa, że idę do niego.
-No wiem. I nie przyszłaś???!

Iza, sprawdź gdzieś w internecie, ile grozi nam za stręczycielstwo??