2007/04/23

::ain`t no G

A OTO ZALEGŁY POST:
(wiem, że narobiłam tutaj trochę bałaganu... tłumaczę się przejściowymi problemami z dostawą neta na Pomorskiej... obiecuję, że teraz będziemy nadawać już regularnie!)

Jestem żałosna. Heeeee!

Dzisiaj będzie z dużą dozą autoironii.

Play it again, Sam.

No, pięknie. Jestem pół-, ba, ćwierćinteligentem!
Przecież ja się zaraz zapłaczę!

Tak więc po to wystawiałam się w Kolorach od dwóch tygodni? Tak?
Ża-łos-na. Dwa tygodnie kombinowania, jakby tu poznać Meżczyznę Mojego Życia- i na nic. Wrrrrrr.
Dwa tygodnie polowania i kompletnej straty makijażu.

A zaczęło się tak perfekcyjnie. Perfekcyjnie? Mało powiedziane.
Już nawet Izz się dla mnie poświęciła. Codziennie biegała ze mną hektar w jedną- na Kazimierz- i hektar w drugą- do domu- stronę. No, dobra, tylko w jedną. W drugą najczęściej brałyśmy taxi. Mało istotne, nawet Pauza poszła w odstawkę. Więcej, nie pamiętam, kiedy ostatni raz sprzątałam pokój. Kiedy ugotowałam obiad. Kiedy przeczytałam choć akapit jakiejkolwiek książki. Nie pamiętam, bo od dwóch tygodni przesiaduję wszyscy-wiemy-gdzie, wypatrując Mężczyzny Mojego Życia. Do wczoraj udało mi się wpaść na niego aż cztery razy, w tym raz- przypadkiem- w Pauzie.

Izzi, dzięki za pijackie ekscesy od poniedziałku. Dzięki za wczorajsze radosne spicie się w towarzystwie Mężczyzny Mojego Życia. Szkoda tylko, że nie byłaś moim cenzorem do końca. Jak można wygadywać TAKIE głupoty?!? Żaaaaaaałoooosne. Jestem żałosna. Jednak.
No, było bizoniaście.

-Przyjechałem samochodem, tylko na moment.
-Yhym. A co pijesz?
-Aaaaa, rum z colą. Najwyżej wrócę taksówką.

(Ha! HA! Podsłuchałam! Rum z colą! Izzzz, jeszcze jedno piwo?! Błagam! Jeszcze jeeeedno!)

wanna feel what it`s like
to wake up in the morning
with someone who really loves me deep inside

A teraz pytanie: CO, DO CHOLERY, ROBI W MOJEJ TOREBCE KARTKA Z JAKIMŚ DZIWNYM NUMEREM TELEFONU I PODPISEM: GRZEGORZ?!?!?
Chwila zastanowienia. Iza? Jakieś pomysły?! Był z nami Grzegorz? Jaki Grzegorz?

-Ja Panią przepraszam. Może ja się narzucam? Pewnie pomyśli Pani że jestem stuknięty, kiedy ja nie mogę od Pani oczu oderwać. Bo Pani ma takie wspaniałe oczy, niesamowite.
-Pan jest stuknięty.
-Z bliska Pani oczy są jeszcze bardziej fantastyczne. Przepraszam, ja właśnie wychodzę, nie będę Pani przeszkadzał. Ale czy już ktoś Pani mówił cokolwiek o tych oczach?
-Tak, mój eks twierdził, że mam oczy jak malamut. Subtelny komplement, prawda?.
-Da mi Pani swój numer telefonu?
-Absolutnie nie. Nie rozdaję mojego numeru telefonu.
-Bardzo Panią proszę.
-Bardzo mi przykro, nie.
-Mogę dać Pani mój numer w takim razie? Czy zadzwoni Pani?
-Mhm, sure.
-Proszę sobie zapisać w telefonie. Już dyktuję.
-Pan chyba zwariował. Ja jestem staroświecka. Jeśli Pan chce mi dać swój numer telefonu, proszę przynieść mi na karteczce z imieniem.

Już wszystko pamiętam. Wtedy właśnie zaczęłyśmy rechotać jak wariatki, że siur, zadzwonimy, wtedy, kiedy biedny mężczyzna bedzie się tego najmniej spodziewał. Onufry może odetchnąć. Teraz będziemy mogły stręczyć kogoś innego.

Wszystkiego najlepszego z okazji imienin, Drogi Pankracy. Panufry.

Stręczycielstwo stało się moim sposobem na życie. A jeśli chodzi o Mężczyznę Mojego Życia (MMŻ)- wszystko popsułam. Jest absolutnie idealny. Wiem, wiem, o Andrew mówiłam podobnie. I o Onfurym też (ha! wygrałam!), i o jeszcze kilku. No, ale ten jest naprawdę idealny, co ja na to poradzę. Miało nie być artystów, no ale fotograf to nie artysta, prawda? Prawda?!?

I kolejne pytanie- dlaczego ja tak okropnie kłamię po pijaku?
I jeszcze jedno, do Iz- uważasz, że jestem żałosna?

Chce mi się płakać. Siedzę na jeżu, z herbatą, w tym okropnym bałaganie, wśród tysiąca porozwalanych rzeczy- i naprawdę chce mi się płakać. Izzzz, pamiętasz, co mówiłam przed wczorajszym wyjściem z domu? Kala, pamiętasz, co ci ostatnio pisałam?

-A oto i Izon. Izon i ja znamy się już piętnaście lat.
-Piętnaście?! To ile wy tak naprawdę macie lat?!

Z tym wiekiem to jakaś podpuszczka. Podpuszencja. Podpuszczkunia. Podpuszczunieczka. Panufry, Pankracy.

down to love town
and then met you

Dociekliwi zauważą, że znów słucham Dimitri From Paris. Stare, babskie house`y. Na wiosnę i na sezon zakochaniowy. Na sezon randkowy. Talkin` all that jazz.

Zapomniałabym- dzisiaj kręcą jakiś zaawansowany odcinek W11. Dobrze, że zdążyłam do sklepu, zanim się porozkładali. Piżama, na piżamę dres, adidasy, rozczochrane włosy. Panie ze sklepu na rogu muszą mieć o nas interesującą opinię, Izonku. Hm?




The problem of three little people like us have no weight in this immense tragedy. One day you`ll understand. Good luck, baby...

Minął kolejny bizoniasty dzień na Pomorskiej, minęła kolejna bizoniasta noc. Mogę powiedzieć z całą pewnością, że wyzbyłam się pewnego bardzo brzydkiego nawyku. Nie pakuję się już do łóżka Izona po pijoku.
Przyznaję, był to cokolwiek dziwny nawyk. Cokolwiek odstraszający. Pamiętasz, Iz, Andrew?

-Wy ze sobą sypiacie?- spytał mnie, wyraźnie zdziwiony.
-No a nie widać? Sypiamy, sypiamy.
-Wird. All together?

Mimo wszystko- nadal nie porafię wejść do swojego pokoju przez swoje drzwi. Otwieram drzwi Izona i wchodzę do siebie przez tajemne przejście między naszymi pokojami. Przejście jest na tyle tajemne, że postanowiłam oduczyć się używania go. Obawiam się, że pewnego pięknego dnia po prostu go nie zauważę. Jednego guza związanego z niezauważaniem tajnych przejść już miałam, dziękuję bardzo. (A myślicie, że skąd wziął się pomysł zrobienia grzywki?! I niby dlaczego Izonowi gnije łokieć?)

Stałyśmy się szczęśliwymi posiadaczkami dwóch wężów pralkowych, zgodnie z zasadą- od przybytku głowa nie boli. Tak, tak, uprzedzam pytania zainteresowanych- stałyśmy się też szczęśliwymi posiadaczkami pralki (moja druga pralka w życiu! potwierdzam teorię- najtrudniejszy jest pierwszy raz, z drugą pralką było już łatwiej), internetu i Piotra- złotej rączki. Reszta niech będzie milczeniem.

W kwestii mojej żałosności nic się nie zmieniło, co więcej- obawiam się, że niedługo będzie tylko gorzej. Tak, Izz, mam tu na myśli barmaństwo z Pauzy. Jak ktoś mądrze napisał w toalecie męskiej- KTO PYTA, TEN USŁYSZY KŁAMSTWO. Pewne wiadomości nalezy zachować tylko dla mieszkańców Las Vegas. Albo Las Vegas zabezpieczyć hasłem, o czym też myślimy, uprzedzam.

W kwestii żałosności Izona- jest coraz gorzej.
Izon od dwóch dni zapomina kluczy. Od dwóch dni dzwoni do mnie o poranku, krzycząc: -Aaaa! Znów nie zabrałam kluczy! Jestem żałosna! Ża-łos-na! Wpadnę do ciebie do pracy, okejasa?
No i wpada. Proste.

Co do pracy- jestem tytanem. Już niedługo, ale cały czas jeszcze jestem. Tytanem, tyranem. Ostatnio pół dnia biegałam po Długiej w poszukiwaniu deski sedesowej. Moje zadania robią się coraz bardziej wymagające.

Polak potrafi. Prezydent potrafi znowelizować znowelizowaną ustawę o lustracji, my potrafimy korzystnie pomnożyć ilość piwencjuszy wypitych przez pięć dni z rzędu. Czy kiedykolwiek weekend stanie się po prostu weekendem? I czy zacznie się wtedy, kiedy powinien, w piatek wieczorem?
W Las Vegas weekend zaczyna się w poniedziałek wieczorem, kończy się w niedzielę rano. No, z małą przerwą w środę. 12 h snu.

Jak to działa, ze po roku mieszkania w Krakowie doszłam do momentu, kiedy naprawdę nie chcę jechać do domu na Święta?
-Mamita, trąd! Nie mogę nadjechać- rozmawiam z Izą. Czy to dobre wytłumaczenie?
-Mhm, doskonałe. I usłyszysz: -Córko, wydziedziczenie za takie wytłumaczenie.

No i trzeba jechać. Tym razem tylko na chwilę, tym razem bez kombinowania, jakby tu zostać na dłużej. Z lekką niechęcią, bo byłabym naprawdę szczęśliwa, gdybym tylko mogła przygotować jajuszka Ryszarda i z Izą zanieść go w koszyku do Mariackiego. Usiąść nad Wisłokiem i kolejny raz czytać Lolitę.

od: Izz
06.04.2007; 09:21
W dniu twoich i moich urodzin przebojem nr 1 na listach było I just call to say I love you, co wyjaśnia wydzwanianie do Olgierdzika.

No pięknie. Nic nie jest w stanie wyjasnić wydzwaniania do Olgierdzika, no, może nic z wyjątkiem piątego i wyżej piwa.

cant`t live my life tis way

Jeśli o bizonki miłosne chodzi, to jestem kompletnie nieprzystosowana.
Jestem też nieprzystosowana do posiadania telefonu komórkowego. No ale to fragment zupełnie innej historii.

Jeszcze jedno- to do naszyc gości. Standard Las Vegas od momentu wprowadzenia się Piotra skoczył o kilka ładnyc stopni. Mamy suszarkę do naczyń. Mamy światło w kuchni i już-już-prawie- na przedpokoju. Po świetach zawisną moje półki. Bizoniaście.





Bar Bizoooon!

Brak komentarzy: