2007/01/12

::heartbeats

Pisarz. Pisarz? Czy ja zwariowałam do reszty.
Nigdy więcej randek.
Na szczęście tym razem nie obiecywałam nikomu, że to tylko jedno piwo.
Bo w ogóle nie piłam piwa.

Na Pomorskiej jest koszmarnie. Schodzimy się do domu około osiemnastej.
Każdy z winem dla siebie.

-Chodźcie na jedno piwo.
-No ale przecież mamy trzy wina.
-To zostawimy wino na kiedy indziej.
-Zwariowałaś?!!


-Mamy trzy wina. To oznacza że wypijemy dziś jedno na głowę. Mam nadzieję, że na tym się skończy.
-Izz, przecież nie musimy wypić wszystkich trzech win.
-Ty musisz. Bo jako jedyna pijesz białe.

-Mikołaj, odseparuj się od mojego wina. Przynieś swoje. Widzisz, Aneta ma już otwarte.
-Bo ja lubię jak pooddycha trochę.

Straszne. I siedzimy z trzema otwartymi winami, wmasowując w twarz maseczkę z Dior Prestige. Bo podobno wspaniale dotlenia i usuwa oznaki zmęczenia.
Może czasami warto byłoby się wyspać?

I sms: -Może Pauza dzisiaj. Nie pewny jeszcze.

Nie, nie, nigdzie dzisiaj nie idziemy. Ale!
Bo ja zapomniałam napisać, od kogo ten sms.

Od Mężczyzny Mojego Życia. Tak, zupełnym przypadkiem. Przypadkiem, powtarzam.
Bo Mężczyzna Mojego Życia poderwał mnie w... PAUZIE.
Podszedł, przywitał się, łamaną polszczyzną zapytał, czy my się przypadkiem nie znamy.
-Tak, tak, znamy, pewnie. Oczywiście, że się znamy.

A ja go nie poznałam. I przez cały wieczór nawet się nie zorientowałam, że to właśnie on. Ten od Aqua di Gio, ten, przez którego miałam ciężką depresję kika ostatnich dni.
Sam się odnalazł. Jak twierdzi Iza, wyczerpałyśmy już cały zapas szczęścia, który był nam pisany.
Coś w tym musi być.

-Może przyjdę po ciebie po pracy? Pójdziemy na spacer.
-A skad ty wiesz, gdzie ja pracuję? (lekkie przerażenie)
-To ty mnie nie kojarzysz? A ja tak chciałem się do ciebie odezwać! I nawet pomyślałem, że przyjdę do ciebie jeszcze raz.


I wtedy mi się przypomniało.
Meżczyzna Mojego Życia nieźle tanczy. Sprawdziłam.
Mężczyzna Mojego Zycia jest święcie przekonany, że Iza bierze ślub z Jamie`m.
-Find a church. You`ll be beautyful bride.

Mężczyzna Mojego Życia pochodzi z San Francisco. I znalazł sposób na rozbawienie mnie w absolutnie każdej wystuacji. Wystarczy, że wypowie słowo WĄS- po polsku i po angielsku. Pękam ze śmiechu.

Przypominają mi się czasy liceum. Czasy, o których wczoraj próbowałam opowiedzieć po kilku kolejnych lampkach wina. O Dick-Nose-Teacher i Mr.Mauseckim, który ma chyba ze sto lat. I bransoletę z cennych kamieni sklejoną taśmą klejącą.

Mężczyzna Mojego Życia ma wszystkie płyty Thievery Corporation. I też uwielbia Tam, gdzie rosną poziomki.

(Hmmm? How to say poziomki in english? I dlaczego twierdzisz, ze są dzikie? Pewnie, czasami są dzikie. Ale można też kupić je w sprzedaży wysyłkowej, do ogródka.
W-i-l-d strawberries. Jestem straszna. )

I powiem jedno- tłumaczenie tytułów na angielski nie jest moją mocną stroną. Albo może to wina osoby, która te tytuły tłumaczyła z angielskiego na polski?
Rozmowy o szwedzkim kinie po angielsku. Z amerykańskim pisarzem. Koszmar.
sms: -Go to hell with your fuckin language. Mój faworyt.
Pewnie trochę dlatego pół wieczoru uczyłam go słowa KUFEL i POPIELNICZKA.

Dobra. Teraz najlepsze. Nie mogę już tego dłużej ukrywać.
Amerykański pisarz chce przyjechać ze mną na weekend do domu.
Do mojej Mamity.
I ja wcale nie żartuję.
Zobaczyć Śląsk. Kopalnie. Zabrze, Gliwice, Rudę Śląską.
Ewaaaaaakuaaacja!
Iza, wiem już, jak czułaś się, kiedy Jamie wyznał ci, że opowiedział swojej Mamicie o tobie.
Wiem zbyt dobrze.

Pewne rozmowy nie powinny mieć miejsca. Jak ta o wydawaniu pieniędzy.
-Ty pracujesz? Bo ja tego nie rozumiem.
-Oczywiście, że pracuję.
-I zarabiasz normalnie?
-Mhm, normalnie.
-To na co ty wydajesz pieniądze? Przecież ty nie masz żadnych mebli?
-A myślisz, że meble są mi niezbędne?
-Czasami się przydają.
-Kiedy ja nie mam bizona na meble. Na stałe związki. Na tego typu rzeczy. Uwielbiam mój hulaszczy tryb życia.
-Wicked. Wird.

No dobra.
Coś faktycznie musi być nie tak, skoro następnego dnia po randce wydaję w spożywczym prawie 20 złotych na sok, wodę mineralną i jeszcze jeden sok.
Po randce, zaznaczam.
(Kala, dzięki za gorącą linię telefoniczną PRZED. Bo pierwszy raz od dawien dawna się denerwowałam. -Karoliiiina! Ja nawet wyprostowałam włosy! Wierzysz? I ubrałam twoje kolczyki, nie zabijaj mnie! Ale że ja wyprostowałam włosy? Jeny, nie robiłam tego od stu lat!
-Cicho! Fisz właśnie odbiera Paszport Polityki!
-Aaaaa!
Kupię ci te piękne filiżanki Warhola. Koniecznie. Białą ze złotym aniołem. Ze złotym spodeczkiem. I ten ogromny talerz. Są cudowne.

Brak komentarzy: